Jak pracuję (nie tylko) na Majorce?

W zasadzie od momentu przeprowadzki – co jakiś czas w wiadomości prywatnej dostaję od Was pytanie „z czego żyjecie na tej Majorce?”. I w sumie miałam ten temat poruszyć już dawno ….. ale jakoś tak – pochłonęła mnie praca oraz goście, których przez ostatnie miesiące nie brakowało.

Ponieważ jednak sprawa wraca jak boomerang, co pokazuje mi, że naprawdę bardzo mocno czekacie na ten wpis – już dzisiaj zdradzę wielką tajemnicę i opowiem o tym co tak naprawdę robię zawodowo.

O przeprowadzce zdecydowaliśmy już dawno. Jako, że nie jesteśmy jakimiś wyjątkowymi lekkoduchami – przygotowywaliśmy się do tego momentu i jednym z aspektów tych przygotowań była praca. Pisałam już nawet o tym TUTAJ.

Wiedziałam, że jeśli chcę zarabiać na Majorce – przynajmniej na początku, bez znajomości hiszpańskiego i tak naprawdę w środku sezonu – muszę uwolnić się od wygodnego etatu w korpo i robić coś, co będę mogła robić wszędzie. Nie była to łatwa decyzja, bo pracę miałam fajną ….. ale pamiętam rozmowę z jednym z naszych przyjaciół, który zapytał mnie „dlaczego tak kurczowo trzymasz się czegoś, co nie zapewni Ci przyszłości tam, gdzie chcesz być?”. To chyba wtedy uświadomiłam sobie, że o Majorce to ja dużo gadam …… ale tak naprawdę nic nie robię (poza nauką języka), żeby się tam jakkolwiek utrzymać.

W tamtym momencie wydawało mi się, że w zasadzie nie mam żadnych opcji. Studia z zarządzania zasobami ludzkimi, kilka lat jako asystentka, następne kilkanaście jako marketingowiec. No ale co mi po tym moim marketingu na hiszpańskojęzycznej wyspie?

Tak się jakoś złożyło, że w trakcie moich rozkminek – dostałam zaproszenie na Dzień Social Media, organizowany w Warszawie przez jedną z bardziej znanych agencji. Pojechałam – ze względu na bloga, który w moich planach zawodowych też zajmował wtedy – i nadal zajmuje – jakieś tam swoje miejsce. I tam się stało.

Poznałam trochę osób – tzw. freelancerów, którzy żyją z prowadzenia social mediów małym i średnim firmom. Podczas rozmów z nimi pomyślałam – a może to jest jakiś pomysł? Ale oczywiście jednocześnie włączył się mój wewnętrzny pesymista, który od razu zaznaczył – no ale czy Ty się znasz? I skąd weźmiesz Klientów?

Znać się znałam – w końcu od lat prowadziłam działania marketingowe i contentowe dla moich kolejnych pracodawców …… a social media? Temat należało niewątpliwie zgłębić – zatem zamiast kupować kolejne sukienki – zainwestowałam w szkolenia. I to zainwestowałam sporo! Zaczęłam kupować książki, zapisałam się na warsztaty, po których miałam dostęp do szkoleniowca przez kolejne 3 miesiące. Potem kolejne szkolenia, kolejne książki …….

No dobra! Ale skąd ja wezmę tych Klientów?

W zasadzie przyszli sami. Pierwsi pojawili się tak nieoczekiwanie, że nawet nie wiedziałam jak mam moje usługi wycenić. Potem były ogłoszenia na Linkedin, wysyłanie ofert, próby zdobycia kontrahentów poprzez znajomych. Po dwóch miesiącach miałam już na tyle pracy, że pozostawanie dalej na etacie nie miało sensu. Wiedziałam, że po prostu muszę wszystko postawić na jedną kartę. A jednocześnie wiedziałam, że zostało mi do przeprowadzki pół roku i że to jest ostatni dzwonek na ewentualne kolejne szkolenia i intensywne pozyskiwanie kolejnych Klientów.

Dzisiaj mam ich kilkunastu.

Jedni odeszli, w ich miejsce przyszli inni. Dla kilku firm prowadzę blogi firmowe, dla innych zajmuję się tylko SM. Wspomagam też zaprzyjaźnione agencje w działaniach contentowych dla ich Klientów. Robię to co lubię i co czuję. Bo social media zawsze były mi mega bliskie, a lata praktyki marketingowej dały mi porządne podstawy do takiej właśnie pracy.

Jak to wygląda w praktyce?

Wstaję codziennie rano i w zasadzie po zrobieniu sobie kawy – siadam do komputera. Dwa miesiące temu zmieniłam nawet małego 13 calowego laptopa na większy – 15 calowy komputer Lenovo Yoga 730. Powód? Spędzając przed laptopem 3/4 dnia – musisz mieć pełen komfort pracy.

Planuję wszystko co mam do zrobienia – poczynając od rzeczy pilnych, a kończąc na tych, które mogą poczekać. Przy prowadzeniu kilkunastu profili SM naprawdę jest co robić. Jeśli wydaje Wam się, że to lekka, łatwa i przyjemna praca – od razu wyprowadzę Was z błędu! Poza przygotowywaniem postów, grafik i wstawianiem emotek – ta praca wymaga mnóstwo planowania i analizowania. Do tego content ……. Pisze dużo i na bardzo różne tematy. Czasami ciężkie, takie, których nie znam lub nie lubię. Często zdarza się, że nie znajduję w sieci materiałów z których mogłabym skorzystać. Często zwyczajnie nie mam weny – siedzę przed ekranem i w głowie mam totalną pustkę. Najczęściej jednak po prostu piszę i tutaj także muszę podkreślić, że Yoga, dzięki swojej fantastycznej klawiaturze – bardzo uprzyjemnia moje procesy twórcze!

No i te grafiki …… to zdecydowanie moja pięta achillesowa, ale na szczęście rozwój technologii przyniósł narzędzia takie jak Canva czy Crello. Zawsze lojalnie uprzedzam moich Klientów, że nie jestem profesjonalnym grafikiem. Jednak proste, minimalistyczne posty nauczyłam się już przygotowywać, a plan jest taki – by kurs graficzny ukończyć i zacząć pracować na programie graficznym z prawdziwego zdarzenia. To zresztą kolejny powód, dla którego wybrałam Lenovo Yoga 730 – to komputer, stworzony z myślą o tworzeniu. Poza dedykowaną karta graficzną, której brakowało w moim dotychczasowym ultrabooku – Yoga jest mega wydajna  i posiada ekran dotykowy z obsługa pióra, znajdującego się w zestawie z komputerem.

Bo Lenovo Yoga – jak na prawdziwą Joginkę przystało – jest w pełni konwertowalna i możecie ją w każdej chwili zamienić w wygodny tablet. Po prostu wywracacie ją na drugą stronę, bierzecie w dłoń pióro i pracujecie (albo oglądacie wygodnie film czy … ćwiczycie jogę <3 )!

 

Z czym jeszcze wiąże się praca w social mediach jako freelancer?

Powiecie – z wolnością – bo przecież pracuję sobie z tej Majorki i zarabiam kasę nie wychodząc z domu. Z jednej strony racja – w tym aspekcie na pewno jestem wolna. Nie muszę jeździć do biura … no i mogłam się wynieść na wymarzoną wyspę. Jednak musicie zdać sobie sprawę z kilku istotnych kwestii – z tą wolnością związanych. Po pierwsze – nie mam urlopu. Nie mogę się wyłączyć, wylogować, wyjechać na dwa tygodnie, bez telefonu czy komputera. BA! Bez komputera to ja się nawet nie mogę ruszyć z domu! To zresztą początkowo mnie w Yodze odrobinę przerażało, bo jak ja będę targać 15 calowy komputer, który swoje musi ważyć? Na szczęście okazuje się, że Yoga 730 waży niecałe 2 kg, co szczerze doceniam – np. podczas wycieczek takich jak nasza ostatnia, sobotnia wyprawa czy chociażby mój trip z Zuzanną do Londynu.

Powiecie – przesadza! Przecież w sobotę czy niedzielę firmy nie publikują. I tu się kochani bardzo mylicie. Klientów mam różnych, o różnej specyfice branży i potrzebach. Niektórzy z nich publikują w niedziele, święta, czy przy różnych dziwnych okazjach, o których nawet byście nie pomyśleli. A ja – będąc freelancerem – nie mam zastępstwa. Muszę być zawsze, co oznacza, że nawet wycieczkę do urzędu czy na zakupy – odbywam w towarzystwie laptopa i telefonu. Zresztą …… pokazywałam Wam ostatnio na Instagramie w jakich okolicznościach zdarza mi się gorączkowo szukać internetu;)

Czas pracy?

Z tym bywa różnie. Mam takie dni, że kończę o 12. Mam też takie, kiedy siedzę przed komputerem do oporu i zastaje mnie przy nim wieczór. Pracuję zadaniowo. Nikt nie rozlicza mnie z konkretnych godzin, ale też Klienci oczekują, że w czasie ich urzędowania – ja będę dostępna. Zdarza się, że wieczorem pojawia się jakiś problem i też muszę zareagować. Oczywiście – wszystko w granicach rozsądku. W nocy śpię jak każdy z Was 😉

Czy lubię swoją pracę?

Tak, oczywiście! Zawsze kochałam pisać  – dlatego zresztą między innymi założyłam bloga – więc można powiedzieć, że robię to co sprawia mi przyjemność. Czasami jednak – jak każdy z Was, w każdej pracy – mam chwile zniechęcenia i rozmyślam wtedy nad alternatywami.  Majorka daje szereg możliwości, które chcemy w jakiś sposób wykorzystać. Ciągle poznajemy wyspę, Maciek bardzo dużo czyta. On planuje kolejne wycieczki a ja zastanawiam się jak Wam te wszystkie miejsca pokazać – także od strony technicznej 😉

Być może w następnym sezonie zaproponujemy Wam coś … o czym myślimy już od dawna i co nabiera z każdym dniem coraz bardziej realnych kształtów. Pytanie ….. czy chcielibyście właśnie z nami – bardziej lub mniej fizycznie – poznać lepiej Majorkę?

komentarze 3

  1. Wpadłam na Twoj blog za posrednictwem Bohoswing – i przepadlam! Super inspirujące zycie i godne nasladownictwa…ogladamy Wasze zdjecia raze wraz z naszą trójką dzieci, ktore tez sa pod wrazeniem…a teraz wracam do czytania, bo jeszcze sporo zostalo do nadrobienia! Musimy zaplanowac nasze podroze, a kto wie czy nie przeprowadzki 😛

    Pozdrawiamy <3

Odpowiedz na „MartaAnuluj pisanie odpowiedzi