Drodzy Moi,
Po dwóch miesiącach abstynencji literackiej (powody tego milczenia zostaną zainteresowanym wyjawione w następnej mojej publikacji) wracam do Was z wpisem, którego tematykę sami podrzuciliście 🙂
To, że pojawiło się dużo pytań dotyczących naszej na Majorce egzystencji jest „OK” (właściwie powinienem już mówić/pisać jest „vale” :))tyle, że pozostawia mi to niewielkie pole manewru do jakbym to nazwał „delikatnego zakrzywiania rzeczywistości” (Kasia nazywa to „mega wyolbrzymianiem, ale ta SZYKANA to właśnie definicyjne wręcz wyolbrzymienie!).
Pytacie o nasze pierwsze wrażenia, to jak tutaj się żyje, jakie są realne koszty bytowania (za wysokie! to tak na szybko ;))
Pojawiają się również pytania o to jak radzą sobie na wyspie nasze Czworonożne Bydlaki …no cóż, coraz lepiej – dzisiaj przed świtem na plaży wykręciły mi swoją kolejną „podłą akcję”….jacyś młodzi, sympatyczni ludzie, na 99 % uprawiający grę miłosną i….Bydlaki próbujące dostać się do nich na leżaczek…!
Drugi popisowy numer to właściwie „dwa w jednym” czyli…”przecwałowanie” turyście (tu też spotyka się o 6 rano osobników rezerwujących tereny pod obóz nadmorski) przez świeżutko rozłożony ręcznik/kocyk a jak już turysta ochłonie to można zacząć żebrać o coś dobrego 😉
Do tych sytuacji powyżej „legenda” się należy, a mianowicie:
- zgodnie z prośbą władz lokalnych w ciągu dnia nie ma nas na plaży (oczywiście SYF pozostawiony przez ludzi daje do myślenia kto nie powinien mieć wstępu na piaseczek),
- psy sikają zanim dojdą te 150 m do plaży (mimo szczerych chęci nie umiem zbierać moczu ;)),
- „klocuchy” zbieram z taką samą namiętnością jak w Polsce (mam wrażenie, że to LOKALESI mają z tym największy problem, turysta, który zabiera psa na wakacje najwyraźniej woreczki na „klocki” też z tego co widzę zabiera…
- najważniejsze!!! uczciwie muszę stwierdzić, iż tylko czekam, aż „TURYSTY” wyjadą…wtedy ruszymy całą PIĄTKĄ na plażowy podbój wyspy!
Drodzy Czytelnicy żeby jasność była – jesteśmy tu dopiero od 2 miesięcy i tak naprawdę wypowiadanie się jako ekspert w sprawie życia na wyspie byłoby NIEBOTYCZNYM nadużyciem 🙂
Podzielę się z Wami po prostu subiektywnymi przemyśleniami/obserwacjami jakie mam po tych…wakacyjnych (to też ważne) dwóch miesiącach.
Zatem…życie na Majorce jest drogie!
Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością świadom powagi sytuacji.
Spotkałem się z opiniami, że nasze CALA D’OR jest drogie jak na Majorkę ze względu na zajefajną MARINĘ, jednolitą zabudowę, mnóstwo zatoczek itd., ale jestem dopiero w fazie testów 🙂
Po kolei:
Wynajem domu…w naszym przypadku jest to…kosmiczna sprawa a precyzyjniej… CZARNA DZIURA dewastująca nasze finanse :).
Gdyby ktoś jednak nas zapytał o ocenę wynajętego domu (nie poruszając delikatnej kwestii czynszu) to w skali 10 stopniowej dałbym mu z 9 punktów bez naciągania.
LISTA PRIORYTETÓW:
- widok na morze, bliskość wody (bliżej się nie da!)- mega, bajkowy, marvilloso!
- przyszła szkoła ZUZKI ponoć super (jest rejonizacja) – czy tylko ja się tym martwię, że w połowie września rusza szkoła, a Dziewczyna po kastylijsku zna 4 słowa??? (w ten cywilizowany sposób przemycam w tekście gwarancję wieczornej, niezmąconej czułym słowem awantury z MOJĄ PANIĄ ;)),
- zgoda na PIESIORY w domu! gracias Juan! – o ile w ogłoszeniach rzadko kiedy się o tym wspomina to mamy obserwację, że OŚMIU na DZIESIĘCIU ogłaszających nie chce ZWIERZAKÓW…(jest to o tyle dziwne, że tu wszędzie KAFLE na podłogach, drewna ze względu zapewne na wilgotność to się nie uświadczy).
Dodatkowo: METRAŻ, fajne tarasy, własne zejście do wody, ogrodnik raz w tygodniu, lokalizacja 300m od centrum gastronomii wszelakiej i….mamy odpowiedź na pytanie dot. kosztów wynajmu LOKALU….: nasz przykład jest NIEMIARODAJNY :).
Znamy koszt abonamentu telewizyjno/internetowego (telewizja ze względu na KASI meczyki z „full pakietem SPORT” ) – to wydatek 30 % wyższy niż w Polsce.
Wywózka śmieci, prąd, woda – porównywalnie jak w Warszawie 🙂
Szukając naszego „EM” na wyspie (nigdy nie braliśmy pod uwagę PALMY) to mieszkanie/dom bez opłat w miejscowości wypoczynkowej z KUBATURĄ niezbędną dla nas to koszt między 1000 a 2000 EURO/miesiąc.
Życie codzienne na wyspie też jest drogie…
… ale odnotujmy, iż oboje z MAŁŻOWINKĄ wciąż zarabiam w polskich złotych (korzystając z okazji pozdrawiam urząd skarbowy i ZUS kochany :)) A bardziej doświadczeni WYSPIARZE z polskimi korzeniami mówią, że podstawowy błąd to przeliczanie cen w sklepach na złotówki.
Sam często padam ofiarą tej PUŁAPKI i wtedy w sklepie rozlega się swojskie zawołanie bojowe POLAKÓW spod Grunwaldu…”ja pier….le” okraszone filozoficznym „ale to drogie” i końcowa najbardziej łzawa kwestia „ZUZKA odłóż to, nie stać nas” 🙂
Najbardziej dołują mnie moje ukochane JABŁUSZKA, dość, że niedobre to jeszcze trzeba dać ze 2-3 EURO za kilogram. Pocieszają za to „owoce morza” – duży wybór, świeże i tańsze niż w Polsce.
Jeździmy na zakupy do LIDLA (12 km spod domu), duży koszyk najpotrzebniejszych produktów to wydatek rzędu 80-120 EURO (ale jest tam naprawdę prawie wszystko).
Co do jeżdżenia, paliwo nas interesujące to koszt ok. 6 PLN za litr, ale zważywszy, że średnia prędkość rozwijana przez nasz wehikuł (Kasi, ja całe życie w kraju służbowym jeździłem) to 60km/h, korków brak, klimatyzacji nie używamy to pewnie wyjdzie na to samo!
Pogrąża nas zdecydowanie najbardziej to, iż często wydaje nam się, że jesteśmy na WAKACJACH 🙂 Knajpy, knajpeczki, churroski…my kochamy turystykę gastronomiczną!
Rankiem obiecujemy sobie w rodzinnym kręgu NARADY (popularny model rodziny 3+2) większą wstrzemięźliwość a wieczorkiem…ehhhhh :).
Wracając do naszych Czworonogów i pytania jak sobie radzą – odpowiedź może być tylko jedna – DOSKONALE!
Martwiliśmy się jak sobie życie tutaj ułożą, długie nocne Polaków rozmowy przeprowadziliśmy i okazało się, że zupełnie niepotrzebnie 🙂
Pierwsza kwestia – no tak…TEMPERATURA…hmmmm….te PSY stale się OPALAJĄ! Na górnym tarasie nic i nikt nie przeszkadza słońcu atakować cały dzień, co robią GŁUPKI? W tym pełnym słońcu 10 minut leżą, ewakuacja do cienia na chwilę i znowu Z POWROTEM! Cykl powtarzany cały dzień…W Warszawie zapomnij o wyjściu na dwór przy +25 stopniach!
Kochają PLAŻE (chociaż od wody stronią), stale chleją wodę pomimo tego, że jest bardzo słona, zabawy w piasku, „ganianki wszelakie”, rozbijanie parawanów…(dobra tu mnie poniosło ;))
Śpią jak zabite – cały dzień na świeżym powietrzu + szum morza przez cały czas oto recepta na twardy sen! W Warszawie bywało z tym bardzo różnie, TILKA jak wiedzą śledzący KASI bloga ma cukrzycę i dużo spacerowała w nocy do wodopoju.
Karmę zamawiamy tak samo jak w Polsce z dostawą pod drzwi (nawet w tym samym sklepie – tylko …. drożej).
Jesteśmy jeszcze przed pierwszą wizytą LEKARZA WETERYNARII (tak, tak jego wizytą u nas a nie na odwrót) u BYDLAKÓW, LEKARZ oczywiście z polecenia, jak będzie ciekawie podzielimy się z Wami odczuciami.
Patrząc na niski poziom usług dla ludności (paznokcie, fryzjer, rzęsy) obawiamy się strzyżenia naszych POTWORÓW (może być i śmiesznie i straszno) a KASIA żartuje, iż muszę już zacząć się uczyć….
Przepraszam za chaotyczny styl (dopiero oswajam się z kulturą picia lekkich trunków od wczesnych godzin ;)) , obiecuję poprawę, a jeśli będziecie chcieli to będę Was dalej oprowadzał po naszym nowym życiu na wyspie… ADIOS, HASTA PRONTO!
A mówiłam wam wcześniej żeby się uczyć hiszpańskiego ?