Opalanie. Temat trudny i kontrowersyjny.
Bo z jednej strony większość z nas lubi mieć brązową skórę, która wygląda po prostu fajniej i jakoś tak bardziej zdrowo. Z drugiej jednak strony opalanie wcale skóry zdrową nie czyni i tak naprawdę wcale nie jest dla niej dobre.
W dawnych czasach opalenizna świadczyła o niskiej przynależności społecznej.
Ludzie dobrze urodzeni mieli skórę jak alabaster – unikali słońca i dbali o to by ich ciała były blade. Biedota nie miała jak dbać a poza tym najczęściej pracowała fizycznie – często w słońcu – zatem ich ciała były oliwkowo-brązowe.
Dzisiaj to się oczywiście wszystko bardzo mocno zniekształciło i zatraciło. Ogromna dostępność solarium chociażby, sprawia, że opalony może być każdy – kiedy chce i jak bardzo chce. Niektórzy mocno z tym przesadzają …. ale to chyba temat na zupełnie innego posta.
Z racji, że nasza rodzina każde ferie zimowe spędza w ciepłych krajach – dla mnie temat opalania jest równie aktualny zimą jak też latem. Moja 12 letnia córka, mimo wielokrotnego poparzenia, ciągle uważa, że kremy z filtrami to zło. Mąż smaruje się dopiero jak go coś boli. I tylko ja jestem tą jedną, jedyną wyspą rozsądku, która chodzi za nimi w wakacje i przypomina, i smaruje ….
Wiecie, że zimą wcale nie jest łatwo dostać kosmetyki do opalania?
Są w internecie – ale tutaj nie jestem wcale taką entuzjastką bo nigdy nie wiem czy kremy sprzedawane na allegro nie są przypadkiem pozostałością z poprzedniego sezonu letniego. Ziaja ma też kosmetyki do opalania w stałej ofercie …. ale cóż mogę powiedzieć – skład tych kosmetyków pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Zresztą ……. jak się zainteresujecie składem większości kremów z filtrami – możecie się przerazić!!!!! Chemia, chemia i jeszcze raz chemia! Do tego w 80% przypadków testowana na zwierzętach!!!! A to jest dla mnie absolutnie niedopuszczalne. Widzieliście krążący po facebooku film z małpkami w laboratorium kosmetycznym? JA widziałam! Do dzisiaj mam to przed oczami 🙁 Nie chcę do tego przykładać ręki, więc w tym roku naprawdę szperałam po sieci, żeby znaleźć kosmetyki, które ochronią, nie zawierają całej tablicy Mendelejewa i nie są testowane na zwierzakach.
Nie było łatwo! Niby mamy czasy ekologii, dbałości o skład i o środowisko. Ale kiedy się temat zgłębia …. okazuje się, ze ciągle jednak tkwimy w totalnej nieświadomości i ignorancji.
Wiecie co to są filtry przeciwsłoneczne?
No jasne …. każdy to przecież wie. Jednak czy wiecie, ze większosć ogólnodostępnych kosmetyków zawiera chemiczne filtry? Ja nie wiedziałam! Ba! Nie wiedziałam nawet, że jest jakiekolwiek rozróżnienie w tej materii. A jest! Bo poza filtrami chemicznymi istnieją jeszcze naturalne – filtry mineralne!
Czym się one różnią? Ano tym, że mineralne filtry nie wchodzą w reakcję z nasza skórą. Odbijają one szkodliwe promieniowanie równie dobrze – a nawet lepiej – ponieważ działają od razu po aplikacji (a nie tak jak w przypadku większości znanych kosmetyków – po około 20 minutach).
Zainteresowani?
Ja byłam bardzo i postanowiłam to sprawdzić. Znalazłam w internecie sklep PRO – ECO, który oferuje kremy i emulsje do opalania firmy Eco Cosmetics. Poczytałam, porozmawiałam z przedstawicielem sklepu i zdecydowałam zabrać je ze sobą na Zanzibar – czyli w warunki hardcorowe. Indeks promieniowania na Zanzi jest równy 11 a zatem skrajnie wysoki. To powoduje, że tutaj naprawdę konieczna jest dobra ochrona przeciwsłoneczna. To słońce autentycznie pali!
Przywiozłam ze sobą 4 produkty:
emulsję na słońce SPF 50 do skóry wrażliwej z granatem i owocem goji,
mleczko SPF 30 sensitive
krem na słońce SPF 15 do skóry wrażliwej z rokitnikiem i oliwą z oliwem
balsam po opalaniu z rokitnikiem i aloesem.
Co ważne – kosmetyki Eco Cosmetics chronią nie tylko przed promieniowaniem UVB (powodującym poparzenia) ale też przed UVA, które odpowiedzialne jest za – tak dla kobiet istotne – starzenie skóry. To w sumie ciekawe bo zawsze mi sie wydawało, że kosmetyki, których używałam chronią przed każdym złym działaniem słońca. Okazuje się jednak, ze nie!
Żeby mieć pewność, że preparat zapewni nam ochronę przed promieniami UVA (co najmniej w 1/3 wartości jego SPF) musimy szukać znaczka UVA w kółeczku. Wiedzieliście o tym? 🙂
No dobrze …… ale jak się te eko kosmetyki sprawdziły?
Na początku miałam z nimi pewien problem ……. z racji, że zaczęłam od emulsji 50 – pierwszym moim wrażeniem była dość ciężka konsystencja. Ale w końcu wszystkie 50 są raczej ciężkie więc tak to sobie wytłumaczyłam. Ale ta zostawia jeszcze na skórze coś w rodzaju białego filtra – trzeba ją baaardzo dobrze wsmarować, żeby ten efekt bielenia zminimalizować.. Trochę mnie to przyznam szczerze zaskoczyło …….. jak się jednak okazuje – to przy filtrach mineralnych normalne. Po przejściu na mleczko SPF 30 już tego w ogóle nie widziałam a ponieważ mleczko ma też dużo lżejszą konsystencję – fajniej się także rozsmarowuje. SPF 15 mam w kremie – tutaj zatem znowu cięższa aplikacja – ale jakoś nie naużywałam się tego produktu zbyt dużo – Zanzibar zdecydowanie woli wyższe filtry 😉 A już na pewno woli je moja skóra.
Co do ochrony – nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Cały czas używam SPF 50 do twarzy, której ze względu na zaleczony trądzik różowaty – wolę nie opalać. Przez tydzień ciągłej ekspozycji na słońce nie spaliłam nawet nosa – co mi się zazwyczaj zdarzało do tej pory. Opalenizna jest pięknie brązowa, skóra nie schodzi …… czego chcieć więcej?
Interesujące jest to, że kosmetyki EC mają stosunkowo niewielkie pojemności jak na preparaty słoneczne. 75 – 100 ml. to naprawdę nie jest dużo i obawiałam się czy mi tych kremów wystarczy na 11 dniowy wyjazd. Okazuje się jednak, ze dzisiaj mija 8 dzień a my jesteśmy mniej więcej w połowie – 3/4 poszczególnych opakowań. Konsystencja sprawia, że produktu nie nakłada się tak dużo jak olejków czy mleczka. I to wcale nie oznacza, że ochrona skóry jest gorsza – o nie! Póki co – żadnych poparzeń (pomijając kark mojego męża, który skutecznie unika smarowania się czymkolwiek i tylko od czasu do czasu udaje mi się go dopaść z zaskoczenia).
Produkty Eco Cosmetics mają bardzo delikatny, przyjemny zapach. Są zapakowane w stosunkowo niewielkie, białe tubki. Swoją minimalistyczną formą przypominają troszeczkę preparaty apteczne ale przyznam, że dla mnie to jest kompletnie nieistotne. Kolorowe opakowania nie zastąpią 100% naturalnego pochodzenia czy znaczka, że produkt nie był testowany na zwierzętach. Poza tym te białe, proste tubki mają swój urok 🙂
Co z balsamem po opalaniu? Tutaj znowu zaskoczyła mnie pojemność 75ml. Używam go po każdym zejściu z plaży więc już się kończy:( Tutaj zdecydowanie przydałaby się większa tubka! Tym bardziej, ze balsam jest cudownie aksamitny, ładnie pachnie i daje uczucie natychmiastowego chłodzenia. Przy czym nie jest to chłodzenie tak silne, ze zaczynam marznąć (miałam taki balsam kiedyś). Balsam działa raczej kojąco – zapewne dzięki obecności aloesu, który znany jest z właściwości łagodzących różnego rodzaju stany zapalne. Balsam świetnie nawilża, fajnie się nakłada. Tylko ta pojemność …….
Jeśli chodzi o ceny produktów Eco Cosmetics….
Emulsja SPF 50 kosztuje około 80 zł., mleczko SPF 30 – koło 65 zł. Tutaj oczywiście zaraz posypią się komentarze, ze można taniej. I tu się zgadzam – można. Ale po raz kolejny przypomnę Wam o filmiku z małpką faszerowaną chemią.
Ja nie chcę, żeby powstawanie kosmetyków, których używam wiązało się z cierpieniem niewinnych zwierząt. Tak samo jak nie chcę kupować ciuchów od firm, które wykorzystują do pracy dzieci.
Nie chcę również wcierać w skórę substancji rakotwórczych czy działających w jakiś sposób na mój układ hormonalny.
A jeśli nie chcę ……. to niestety musze za to troszeczkę więcej zapłacić.
W przypadku EC nie płacę za markę – ta nie jest jakoś specjalnie rozpoznawalna. Płacę za jakość. Za organiczne składniki. Za brak pochodnych ropy naftowej, parafin i silikonów. Brak SLSów i parabenów.
Pamiętajcie, że Wasze zdrowie jest bezcenne a w dzisiejszych czasach musicie dbać o nie, nie tylko na siłowni czy w kuchni. Koncerny – w imię zysków – faszerują nas byle czym. Często kryterium wyboru kosmetyku jest niestety cena. Ale jeśli mamy wybór …… starajmy się wybierać mądrze i odpowiedzialnie.