Ciężkie powroty do bycia fit

Przyznaję się bez bicia …….. ostatnie dwa tygodnie przebimbałam jak tylko się dało!!!!! Mój plan treningowy w zasadzie przestał istnieć a jeśli chodzi o odżywianie …… nawet nie będę próbowała udawać, że jadłam zdrowo 😉

Od Tajlandii począwszy – moja dieta przypominała bardziej eksplozję panierki niż cokolwiek co kojarzyło by się z fit żarciem. Tyle, że w Tajlandii jeszcze trenowałam!

Niestety po powrocie pojawiła się konieczność wyjazdu na weekend, a kilka dni po powrocie – musieliśmy znowu wyjechać. Zrobiłam może 2 treningi ……. zamiast podstawowych 6, które powinnam w tym czasie odbyć!

Ale dlaczego ja w ogóle o tym piszę?

Ano dlatego, że jest koniec lutego 😉 A to jest taki czas, w którym jakieś 70% osób porzuca swoje silne postanowienia noworoczne o regularnych ćwiczeniach i diecie!!!! A w większości przypadków …… porzuca je właśnie w związku z jakąś wyjazdową przerwą!!!

Znacie to? Wyjeżdżacie na ferie, gdzie oczywiście (bez względu na to czy jesteście w ciepłych krajach czy na nartach) popuszczacie sobie odrobinę, bo przecież nikt normalny nie katuje się podczas”urlopu”. Pizza, lody, alkohol – gdzieś indziej niż na stoku napić się najlepszego grzańca??!?!?!?!?!?!?

Potem wracacie do rzeczywistości w poczuciu winy. Ociężali, opuchnięci i zdołowani …… bo macie wrażenie, że właśnie zniweczyliście miesiąc czy dwa ciężkiej pracy. A były już przecież efekty!!!!!!

No i przychodzi ten kolejny tydzień, niby wiecie, że powinniście z powrotem zacząć ćwiczyć …….. ale może jutro …… w końcu jeden dzień nic nie zmieni ……

I TUTAJ JEST WŁAŚNIE TEN MOMENT, KIEDY NALEŻY POWIEDZIEĆ SOBIE – STOOOP 🙂

Pisałam o tym już kiedyś TUTAJ. O tym, że zdrowy styl życia to nie ma być dla nas katorga i przymus. To nie ma być wieczne umartwianie się, obwinianie za niepowodzenia i katowanie się poczuciem winy. Jeśli się potykamy to należy wstać, otrzepać dupsko i iść dalej. Nie rozpamiętywać. Nie zajadać. Nie porzucać!!!!! Po prostu  – stało się, była chwila słabości, był urlop, było mega fajnie ……. a teraz czas wracać do rzeczywistości.

Fakt, że najadłaś(-eś) się na urodzinach u kolegi czy podczas świąt nie zniweczy Twojej walki o sylwetkę. Ale nurkowanie w swoich wyrzutach i zajadanie ich …. już tak.

Dlatego dla mnie ostatni poniedziałek był swojego rodzaju odcięciem. Odcięłam rozpasanie i włączyłam tryb sport 😉

Czy to jest łatwe? Nie twierdzę, że jest bo bywacie różne (różni) i zmagacie się z różnymi sytuacjami. Kobiety mają pewnie gorzej bo konstrukcja psychiczna nakazuje im samobiczowanie (za wszystko – nawet niedosolone ziemniory). Aczkolwiek Misiek też zawsze ma ten problem – powrót do rygoru chyba po prostu jest ciężki dla każdego z nas. Głównym winowajcą jest tutaj pewnie nasz wewnętrzny leniuszek, który szepcze do uszka: odpuuuść sobie – jeszcze dzisiaj – od jutra już zaczniesz. Tyle tylko, że to „od jutra” przesuwa się codziennie na kolejne „jutro” i w międzyczasie zamienia się w „nigdy”. Z tego powodu warto pokonać intruza szybko i stanowczo. A jak będzie Ci ciężko ….. to pomyśl sobie, że Fit Kaśka też tak ma 😉

 

 

 

Dodaj komentarz