Długa podróż samolotem – moje niezawodne metody!

A wiecie, że już w czwartek lecimy na ferie? Raaany w natłoku wszystkich tych biznesowych spraw i skupieniu na Majorce – jakoś nie przeżywam tego tak – jak zwykle przeżywam wyloty do zupełnie nowych, egzotycznych miejsc. A przecież tym razem lecimy do Tajlandii – kraju, w którym średnio co druga osoba się totalnie zakochuje. Miejsca nie tylko pięknego, ale też barwnego kulturowo i pełnego smaków oraz aromatów.

O samej Tajlandii napisze Wam już oczywiście jak będziemy na miejscu. Teraz mogę się pochwalić tylko wiedzą przewodnikową. Natomiast – z racji faktu, że to jest już czwarty nasz daleki wypad rodzinny – postanowiłam dzisiaj napisać o tym jak się do takiego urlopu przygotowujemy!

Nie zdradzę Wam tajemnych sztuczek jak się efektywnie spakować ….. bo niestety nie jestem najlepsza w te klocki. Zawsze dziwnym trafem wychodzi mi za dużo i za ciężko. A ostatnio naprawdę staram się ograniczać. Tyle, że nawet jeśli z ubraniami daję radę – kiedy przychodzi do pakowania mojej boho biżuterii i ukochanych torebek …… okazuje się ostatecznie, że coś musze dopakować do męża, a coś do córki.

Z każdym wyjazdem optymalizuję oczywiście cały proces – wiem już, że ostatecznie najczęściej chodzę w kostiumie kąpielowym, że nie potrzeba mi zbyt wielu kosmetyków, że mimo, iż kocham długie sukienki – najczęściej ich jednak wcale nie noszę – biorę więc 3-4 ulubione.  Na szczęście nigdy nie miałam pokusy pakowania szpilek czy eleganckich fatałaszków – dla mnie urlop to totalny luz – do szczęścia potrzebuję moich Nomadiców, Birkenstocków i butów do biegania!  Do tego krótkie spodnie, streetwearowe koszulki i sukienki. Dotychczas musiałam je wszystkie prasować przed spakowaniem ale od kiedy mam parownicę Philipsa (pisałam o niej TUTAJ) mogę je zwyczajnie wrzucić do walizki ze świadomoscią, że w chwilkę doprowadzę je do ładu na miejscu. Sam sprzęt waży mniej niż suszarka do włosów – zabieram zatem z czystym sumieniem 😉 W końcu czego się nie robi dla pięknych zdjęć 😉

KOSMETYCZKA? Tylko to co naprawdę niezbędne!

Kiedyś pakowałam wszystko – krem na to, krem na tamto, szampon dla mnie, dla młodej, dla męża. Rzeczy do opalania, po opalaniu. W pewnym momencie dotarło do mnie, że te wszystkie mazidła ważą najwięcej! Po cholerę brać 3 szampony skoro możemy równie dobrze myć głowy jednym? I po co każde z nas bierze oddzielne mydło?

Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że ona nie bierze nic bo przecież wszystko da się kupić na miejscu – i tak owszem, jest to wyjście. Tyle, że ja naprawdę staram się nie używać czegokolwiek. A już na pewno staram się nie używać kosmetyków testowanych na zwierzętach i o ile w kraju mogę sobie takie kupić całkiem niedrogo – o tyle za granicą już niekoniecznie (pomijając już fakt, że często musiałabym ich szukać).

Dlatego zawsze zabieramy stały zestaw: szampon (najtańszy – bo go nie zabieram z powrotem), odżywka, mydło, balsam chłodzący po opalaniu, który robi też za balsam po kąpieli, 2 opalacze (15 i 30), dezodoranty, perfumy (najlepiej w próbkach), szczoteczki i pasta. No dooobra ….. ja zabieram jeszcze krem do twarzy i puder oraz rozświetlacz! Moim mega odkryciem są rękawice do demakijażu i oczyszczania twarzy Glov!!! Dzięki nim nie musze się martwić o płyny micelarne i płatki kosmetyczne!

NAJWAŻNIEJSZY JEST BAGAŻ PODRĘCZNY!

Jakkolwiek śmieszne nie wydaje Wam się to stwierdzenie – podczas 10 godzinnego lotu zawartość podręcznej torby ma naprawdę ogromne znaczenie. I nie chodzi tutaj tylko o rzeczy, które mają wypełnić nam czas podróży. Chodzi o rzeczy, które mają pomóc nam uczynić ten czas komfortowym.

Zatem – poza dokumentami –  książki (najlepiej w formie elektronicznej na czytniku), komputer lub tablet, przewodnik, telefon z ładowarką oraz okulary przeciwsłoneczne. Jeśli potrafisz zasnąć podczas podróży – dobrym pomysłem jest podróżna, dmuchana poduszka – rogal. Ja jakoś nie lubię z niej korzystać.

Wiadomo, że do samolotu nie można wnieść wszystkiego. Można jednak zabrać ze sobą nawilżane chusteczki, dzięki którym po wizycie w toalecie odświeżysz ręce. Można zabrać nawilżające krople do oczu, które (nawet jeśli nie używasz ich normalnie) bardzo się przydadzą po paru godzinach lotu. Podczas podróży na Zanzibar doceniłam bardzo maseczkę nawilżającą w płachcie – dzięki niej moja buzia nie była podrażniona i przesuszona po dotarciu na miejsce (w samolocie powietrze jest mega suche – zauważyłam, ze po dłuższych lotach potrafi mnie wysypać!!!).

Teraz też wiem, że na dłuższy lot absolutnie nie ma sensu się malować – jedyne czego potrzebujesz to właśnie maska i jakaś próbeczka kremu (bo po co Ci cały słoiczek).

Pamiętaj, że jeśli zażywasz jakieś lekarstwa – możesz je wnieść na pokład. Musisz jedynie poinformować o tym obsługę kontroli bezpieczeństwa , która może Cię poprosić o udokumentowanie ich autentyczności. Jeżeli podczas lotu masz katar lub zatkane zatoki – bardzo przyda Ci się guma do żucia, która złagodzi ból uszu przy zmianie ciśnienia podczas startu i lądowania. Jeśli podróżujesz z dziećmi – warto mieć Mamby –  nawet zdrowe maluchy często nie rozumieją co się dzieje i to dziwne zatykanie interpretują jako ból.

JEŚLI LECISZ ZIMĄ GDZIEŚ GDZIE JEST GORĄCO

Zawsze wtedy pojawia się problem – jak się ubrać. Tutaj oczywiście najlepszym rozwiązaniem jest osławiona cebulka – tyle, że nie ma sensu przesadzać – szczególnie jeśli masz możliwość podjechania pod samo lotnisko. Ja ubieram się zazwyczaj w wygodne – luźne spodnie, koszulkę, bluzę i puchowy bezrękawnik. Do tego koniecznie mega wygodne buty – to istotne bo najgorsze co może Ci się przydarzyć bo 10 godzinach w samolocie to odcisk na pięcie! Zresztą podczas lotu – jeśli tylko możesz – zdejmuj buty!

Osobiście zawsze staram się już na lotnisku – wepchnąć bezrękawnik do walizy, bo nawet jeśli nie wchodzimy na pokład przez rękaw – to jednak spędzam na dworze naprawdę chwilkę a potem nie muszę już pamietać o dodatkowym tobołku.

BOISZ SIĘ LATAĆ?

Bardzo często moje koleżanki mówią mi, że nie chcą latać dalej bo się boją. Jeśli Ty też tak masz – jedyne co mogę Ci poradzić to przezwyciężenie lęków. Tam daleko jest naprawdę pięknie i szkoda odpuszczać miejsca takie jak Saona czy Tulum. Lot nie jest wcale taki straszny, a kiedy uzmysłowisz sobie, że w powietrzu zdarza się o wiele mniej wypadków niż na lądzie – idzie opanować strach. Mój mąż nie znosi latania i pierwszy daleki wypad przeszedł słabo. Pamiętam, że dla odwagi wypiliśmy wtedy na Okęciu po drineczku – jeśli rozsądna ilość alkoholu Cię rozluźni, nie krępuj się! W końcu zaczynasz wakacje. U nas drineczek na lotnisku to już nawet taka świecka tradycja!

Kolejny ….. we czwartek!

Jupppi!

Jeśli masz jakieś swoje tajemne metody na pakowanie czy długi lot – dawaj znać!!!! Chętnie nauczę się czegoś nowego – i może w końcu słowo „nadbagaż” przestanie mnie tak stresować 😉

komentarze 3

Dodaj komentarz