Czas na drugą – tę przyjemniejszą część – mojej instrukcji na temat skompletowania idealnej garderoby. W Twojej szafie jest już idealny porządek a Ty wiesz co w niej masz i co ważniejsze – czego Ci brakuje.
Masz swoją kartkę.
Napisałaś na niej wszystko i to jest Twój absolutny must have w torebce od tej pory. Ale zanim trafi ona do tej torebki przydałoby się, żebyś 1-2 dni po porządkach usiadła z nią na momencik. Przeczytaj co tam wypisałaś i zastanów się, które rzeczy są najważniejsze. Podkreślę tutaj, ze najważniejsze to te, które będą uzupełnieniem kilku stylizacji. Te bazowe, pasujące do wszystkiego. To właśnie one powinny być pierwszym Twoim celem do zrealizowania.
Oczywiście – nie twierdzę, że jak zobaczysz coś co zawładnie Twoim sercem a nie ma tego na Twojej liście – to masz być twarda jak głaz (a co za tym idzie nieszczęśliwa). Dobrze jeśli przymierzając taką rzecz zastanowisz się do czego mogłabyś ją nosić. Zresztą to jest generalnie złota zasada zakupów. ZAWSZE w przymierzalni oddzielam swoje emocje od racjonalnego, chłodnego myślenia. Robię to nie dlatego, ze jestem taka super opanowana …… ale dlatego, że oddałam/sprzedałam już od groma ciuchów. Co z tego, ze kupisz sobie mega kieckę, do której nie będziesz miała kompletnie żadnych butów ani swetra czy marynarki? Pocieszysz się nią dosłownie przez 15 sekund …… a później włożysz do szafy i zapomnisz. Nie wiem jak dla Was ale dla mnie najfajniejsze zakupy to te, które następnego dnia z uśmiechem na twarzy na siebie zakładam. Na świeżo. Ale, żeby tak było ……. Muszę się w przymierzalni zmierzyć z własnymi – często niezdrowymi – emocjami.
Ale wracając do kartki!
Prawda jest taka, że rzadko robimy zakupy bo coś nas po prostu zwali z nóg. Zazwyczaj umawiamy się z koleżanką i snujemy się po centrum handlowym jak zombiaki, próbując znaleźć coś ślicznego. Nie powiem, że to jest coś złego ale musze być tutaj uczciwa – NIGDY nie chodzę z przyjaciółkami na zakupy. Po pierwsze – ja nienawidzę łażenia po sklepach! Naprawdę. Spacery od butiku do butiku to jest dla mnie męka i nie umiem w ten sposób kupować. Czasami jadę do galerii z mężem ale załatwiamy to szybko i sprawnie. Mamy swoje miejsca, nie chodzimy bez celu. Ba! Staramy się zawsze wiedzieć po co przyjechaliśmy. Po drugie – w moim przekonaniu zakupy z koleżanką zaburzają naszą osobistą percepcję. Co to oznacza? Ano tyle, że jak jesteśmy z kimś to nie do końca polegamy na swojej intuicji. W końcu jak się jest w butiku razem to w przymierzalni się trudno nie pokazać. A jak się pokazujemy to pada zazwyczaj rada/opinia – i już nie wnikam tutaj czy ona jest szczera czy nie do końca (bo z takimi przypadkami także się w życiu spotkałam) ale jest jakaś i chcąc nie chcąc wpadamy często w pułapkę czyjegoś gustu. Kupujemy coś co nie do końca nam leży …. No ale przecież przyjaciółka zachwycona! Mówi: bierz, jest super. I tutaj nie ma już miejsca na racjonalne przemyślenia. Są emocje, jest czyjeś wyraźne wow. A kiedy potem wracamy do domu – tam przed lustrem już nie jest tak fajnie i zastanawiamy się – po co ja to kupiłam?
Wiem, że samotna wyprawa po sklepach może nie jest tak przyjemna ….. ale daje pewność, że to co nabyłyśmy jest absolutnie naszym i tylko naszym wyborem. Wierzcie mi ……. Ja bardzo rzadko przynoszę już teraz niefortunne zakupy. W przymierzalni jestem sama ze sobą – jeśli mi się nie podoba to mi się nie podoba i nikt mnie nie namówi. No – chyba, że Pani Ania z butiku Roberta Kupisza 😉 Ona mnie może namówić na wiele rzeczy ale na szczęście doskonale zna mój gust i to się w 99% przypadków dobrze kończy.
O matko …….. ale miało być przecież o kartce!!!!!
Zatem nosisz ją ZAWSZE przy sobie i zamiast być tym snującym się bez celu zombiakiem – po prostu doskonale wiesz czego szukasz. Jak znajdujesz to kupujesz …. i skreślasz. Jeśli wydaje Ci się, że takowa lista odziera cały proces zakupów z magii …… spróbuj z nią kupić 3 rzeczy. I zobacz ile te 3 rzeczy zmieniły w Twojej szafie. Jeśli się przyłożyłaś do tej pracy domowej – powinnaś zyskać conajmniej kilkanaście outfitów. Chyba warto co?
Nie wpadnij w pułapkę!
O tym koniecznie musze napisać. Dlaczego? Bo sama jestem ofiarą idiotycznego myślenia w stylu: ooooo zarąbista sukienka – kupię ją sobie w 5 różnych kolorach bo jest przecież super. Nie wiem czy śledziłaś moją ostatnią wyprzedaż szafy ale większość rzeczy, które wystawiłam to właśnie te „inne kolory”. Prawda jest taka, że posiadanie tej samej kiecki w wersji białej, niebieskiej i czarnej nie powoduje wcale, ze masz 3 różne warianty. No dobra – teoretycznie masz. Ale w praktyce to jednak ciągle jest ta sama sukienka i dociera to do Ciebie dosyć szybko. Wybierasz wtedy ten najbardziej ulubiony kolor a pozostałe dwie kiecki lądują na dnie szafy. Oczywiście – są wyjątki. Ale czy naprawdę musisz mieć ukochaną rzecz w kilku kolorach? Nie lepiej te pieniądze wydać na coś zupełnie odmiennego?
A kiedy punkty na liście się kończą….
No właśnie – załóżmy, że postanowiłaś naprawdę zrewolucjonizować swoje podejście do ubrań i tego co masz w garderobie. Przez wiele miesięcy realizowałaś punkt po punkcie zakupy z Twojej listy. Masz już wszystko. Co dalej?
Tutaj proponowałabym znowu otworzyć szafę ……. Nie nie! Nie martw się! Nie musisz znowu wszystkiego wyrzucać. Chyba, ze w międzyczasie zrobiłaś na półkach i wieszakach niezły bajzel (ja tak niestety postępuję). Jeśli nie – to po prostu popatrz na swoje rzeczy. NA te, które nosisz najczęściej, na te które lubisz najbardziej. Może mogłabyś poszaleć z kolorami (|tylko pamiętaj o pułapce)? Może mogłabyś poszukać jakiejś nowej sukienki o takim kroju, jaki uwielbiasz najbardziej? Pamiętaj, że moda to zabawa. Nie musisz mieć tylko rzeczy użytecznych i funkcjonalnych. Spróbuj czasami zaszaleć – ale pamiętaj by w tym szaleństwie być przekonaną, że to co kupujesz podoba się Tobie.
Twój strój ma wyrażać Ciebie. Nie kopiuj stylówek znanych blogerek czy gwiazd. Inspiruj się nimi ale pamiętaj, że to co nosisz musi być zgodne z tym jaka jesteś. Pozwolę sobie tutaj zacytować hasło przyświecające Maćkowi Wróblewskiemu – znanemu styliście fryzur, do którego przez wiele lat chodziłam – „upiększać a nie udziwniać”.
To moje motto i może od dzisiaj będzie także Twoje? Polecam …. bo warto 🙂