Hakuna matata!

Od dwóch dni jesteśmy na Zanzibarze. Tak daleko na południu jeszcze nie byliśmy a podróżujemy dość dużo i daleko 🙂

Naczytaliśmy się o tej wyspie bardzo dużo i lecieliśmy tutaj z pewną dozą niepewności i ekscytacji. W końcu to zupełnie inna kultura – w dodatku w zdecydowanej większości muzułmanie …. Jesteśmy ludźmi otwartymi i ciekawymi ale jednak ta religia dobrze nam się nie kojarzy. Przestaliśmy juz dawno latać do Egiptu czy Turcji – nie tylko dlatego, że niebezpiecznie (w końcu niebezpiecznie może być teraz wszędzie – nawet w najbardziej cywilizowanej, europejskiej stolicy) ale przede wszystkim chyba dlatego, ze nie czujemy się w tych krajach dobrze.

Tutaj okazało się, że nasze wszystkie wyobrażenia były zwyczajnie głupie.

Bo Zanzibar jest swoistą mieszanką kultur, religii (mimo ciągle przeważającego mocno islamu) i ludzi. Piękną mieszanką. Kolorową, smaczną oraz ciekawą.

Mieszkamy sobie w przepięknym hotelu na wschodnim wybrzeżu. Pokazywałam Wam pokój i widok z niego na facebooku. Przyznam, ze robienie rano  3 serii treningowej – a przede wszystkim deski – na tym tarasie jest ciekawym doznaniem. O 6.20 jest już jakieś 26 stopni, leje się z Ciebie jak z kranu jednakowoż patrzysz sobie naokoło i myślisz …… boli – ale za to jak pięknie!

 

Ocean indyjski jest cieplutki a przy naszym hotelu możemy codziennie rano podziwiać mega odpływ – woda cofa się na jakieś 500 metrów albo nawet więcej, piasek przypomina bardziej glinę, po której swobodnie można biegać! Następnie koło 12 – woda wraca i cudnie turkusowym kolorem zachęca do spróbowania kite albo windsurfingu.

Ktoś mnie ostatnio zapytał na fejsie czy sami organizujemy wycieczki czy jeździmy z biurem.

Otóż my ZAWSZE właściwie jeździmy z biurem. Powiecie – nuuuuda. Nic nie widzą, nie poznają prawdziwego życia w danym miejscu i w ogóle to fatalne podróżowanie jest przecież. Ale wiecie co? W nosie to mamy. Dla nas urlop jest po to, żeby wypocząć. Nie martwić się o logistykę, samoloty, samochody, hotele i jedzenie. Chcemy mieć podane! Tak kochani – pod nos i najlepiej z palemką 😉

No ale ….. zwiedzać jednak lubimy i od kilku lat znaleźliśmy na to fantastyczny patent! Zaczęliśmy w każdej lokalizacji szukać Polaków, którzy się tam wynieśli, mieszkają i takim jak my pokazują ten konkretny kawałek świata. Uwielbiamy te wycieczki bo dowiadujemy się na nich mega ciekawych rzeczy i to z punktu widzenia człowieka takiego jak my. Który kiedyś tam przybył i zderzył się z inną kulturą. Zderzył się w codziennym życiu a nie tylko w sklepie, przy zakupie wakacyjnych pamiątek.

Zatem tak właśnie zwiedzamy a Zanzibar zwiedzaliśmy dzisiaj z Pawłem, który to 5 lat temu z małżonką Ewą wyemigrował do tej pięknej krainy. Paweł pokazał nam farmę przypraw, Prison Island oraz Stone Town, które mieliśmy możliwość podziwiać nie tylko za dnia ale także po zmroku. A po zmroku kochani Zanzi ożywa i czaruje zupełnie innym wdziękiem.

Zanzibar jest miejscem niezwykłym.

Ludzie tutaj albo są bardzo biedni, albo bardzo bogaci. Kochają piłkę nożną i całymi dniami rozprawiają o niej albo o polityce. Żyją według dwóch głównych zasad: pole pole oraz hakuna matata – czyli powoli powoli i uśmiechnij się, wszystko jest dobrze. I to nie jest tylko taki turystyczny przekaz. Oni naprawdę są zawsze uśmiechnięci!

Mam taką teorię, że to pozytywne nastawienie wynika po trosze z warunków atmosferycznych. W końcu jest ciągle ciepło i widno. Nie mają jesiennej depresji jak większość Polaków, którzy wstają w ciemności i w tej samej ciemności wracają do domu po pracy. Nie mają szarówy i dołującego zimna.

Tutaj dzień jest dniem a noc jest nocą. Plaże są piękne a z drzew spadają kokosy. Morze daje jeść, na deser zrywa się marakuję i jak tu nie być uśmiechniętym?

Eeeeech …….. chyba już pójdę spać! W końcu jutro czeka mnie kolejny dzień w raju 🙂

Dodaj komentarz