Logistykologia stosowana!

Pamiętacie jeden z moich pierwszych postów? Ten o początku roku szkolnego i logistyce, z jaką zmierzyć się musi w dzisiejszych czasach każdy rodzic?

Obiecałam Wam wtedy, że polecę aplikacje, które pomagają w organizacji i zarządzaniu czasem. I tak sobie myślę, że teraz przed Świętami to jest doskonały moment na tego typu pomoce. Zaczęłam nawet testować różne appki dla Was ostatnio.
Ale wiecie co? Mam tak naprawdę coś lepszego.
Coś do nie wymaga ani ściągnięcia, ani zainstalowania, ani sharowania.
Dlaczego?

Bo jest w 100% „analogowe”!

Ciekawi jesteście jak to możliwe?
Już śpieszę z odpowiedzią 😉

Z racji faktu, że nasza rodzina nie do końca jest technologiczna – zawsze starałam się szukać prostych rozwiązań. Mój mąż zwyczajnie nie ogarnia nowinek 😉 Jako typowy humanista – czuje się wyobcowany w świecie pełnym aplikacji, podcastów i innych programistycznych wynalazków. Początkowo mnie to drażniło. Ja uwielbiam takie smaczki – wyskakujące powiadomienia, instagramy, snapy, sharowanie plików ….. jak można tego nie lubić?!?!?!?!?!
Ale w pewnym momencie po prostu musiałam przestać walczyć. Ok …. można kogoś zmusić do zainstalowania appki ale nie da się niestety wyegzekwować jej używania – szczególnie jeśli ktoś ewidentnie tego nie czuje.

Zatem raz zawaliliśmy teatr, innym razem na szybko musieliśmy kombinować opiekę do dziecka. Ja zaczęłam pracę wymagającą częstych wyjazdów. Coraz częściej okazywało się, że mamy delegacje w jednym terminie bo znowu nie zgraliśmy planów i rozjeżdża nam się cała logistyka. Pomyślałam sobie wtedy, ze przydałaby nam się tablica, gdzie moglibyśmy wszystko zapisywać – powieszona na ścianie, do której każdy ma dostęp. No ale tablica? Już widziałam oczami wyobraźni ten pomazany kawałek plexi czy czegoś innego. Ale sam pomysł mi się podobał.

I wtedy zadziwił mnie mój małżonek!

Podesłał mi link do strony https://mamykalendarz.pl/ , gdzie moim oczom ukazało się idealne rozwiązanie dla naszej nie-technologicznej rodziny – ścienny planner – kalendarz, podzielony tak – by każdy członek klanu J. mógł wpisywać swoje aktywności.
Kto czyta mojego bloga od początku, ten wie, że zdecydowanie mam słabość do małych, rodzimych firm, które tworzą produkty z pasji. Dlatego gdy przeczytałam kto robi te kalendarze i jak to się zaczęło ……. nie wiem nawet kiedy miałam juz swój egzemplarz w koszyku 😉
Kalendarz przyszedł dość szybko i muszę powiedzieć, że sprawił nam naprawdę mnóstwo frajdy!
Proste, klasyczne rozwiązanie! Papier (my kochamy papier)! Wszystko ładnie zaprojektowane, przemyślane, kolorowe ….. no szał! Maciej nawet SAM wbił gwoździka, żeby powiesić nasz zakup – a to moi kochani wcale nie jest taka normalna rzecz w Jego wykonaniu!
Nasz pierwszy MaMy Kalendarz 🙂

 

Każdy chciał tam umieścić coś swojego ;)Wpisywaliśmy wszystko – nawet Zuza ochoczo chwyciła za długopis, załączony do plannera i nagryzmoliła swoje treningi oraz klasówki! Mimo, iż te ostatnie nie bardzo miały wpływ na życie rodzinne i logistykę 😉 W komplecie dostaliśmy naklejki przypominające, takie, którymi można oznaczać cykliczne wydarzenia czy jakieś istotne rzeczy w planie lekcji (na który także jest w kalendarzu miejsce). Z naklejek nie korzystaliśmy ale jestem sobie w stanie wyobrazić jaka to musi być zabawa dla mniejszych dzieci i jak można tu wprowadzić ciekawy element edukacyjny.

Pytanie czy to się sprawdza?

Zdecydowanie tak! Jedynym słabym ogniwem jest tutaj jak zwykle czynnik ludzki. Żeby domownicy o jakiś wydarzeniu wiedzieli – ktoś musi je w plannerze zapisać. Natomiast odpadają historie typu – wpisałem do kalendarza ale zapomniałem wysłać albo udostępnić, które wyjątkowo często zdarzały nam się przy próbie zaprowadzenia logistycznego porządku za pomocą np. Google Calendar. Tutaj jedyne co musisz to zapisać swój plan. Jeśli pilnujesz swojej rubryczki – wszystko działa tak jak powinno a planowanie staje się dużo łatwiejsze.
Jako bonus – zupełnie przy okazji –  dziecko uczy się sumienności – obserwuje, że rodzina działa wspólnie, jako komórka, w której jedne elementy są zależne od innych. Myślę, że to fajna lekcja odpowiedzialności! Przekaz płynący z takiego „namacalnego” sposobu organizacji życia jest jasny – nie można być egoistą, w domu każdy musi myśleć nie tylko o sobie – ale też o innych.
Kalendarze są w różnych wersjach – dla mniejszej rodzinki – takiej jak nasza – zupełnie wystarczający jest miesięczny (ale i tak pierwszy kupiliśmy ten najbardziej wypasiony ). Dla większej – gdzie logistyka to już prawdziwe wyzwanie dla Super Mam i Tatusiów – fajny jest bardziej szczegółowy plan – tygodniowy. Ostatnio dziewczyny dodały jeszcze mały planner do torebki – czyli nic innego jak notes – kalendarz, który stylistyką pasuje do tego ściennego i może być jego fajnym uzupełnieniem. Ja z pewnością go wypróbuję bo ja po prostu uwielbiam wszelkie kalendarze i organizery. Tak tak …. uwielbiam! Mimo tego, ze jestem blogerką zakochaną w technologiach i chętnie korzystam z nowinek – i tak muszę mieć w torebce długopis i notes. Bez tego ani rusz!
Dla tych rodziców z edukacyjnym zacięciem są też na stronie fajne extrasy. Można sobie zupełnie gratis wydrukować  zawieszki do szafy, kartę punktualnych poranków czy tablicę domowego pacjenta. Czyli garść kreatywnych pomysłów na różne okazje.

Na koniec – słowem podsumowania  powiem tyle – czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze.

I kiedy myślę o tym kalendarzu to jest dla mnie właśnie takim produktem. Używamy go od dwóch lat. Planujemy, sprawdzamy, organizujemy czas, wypisując na papierze kto kiedy wyjeżdża, kiedy mamy rodzinne wydarzenia, urodziny. W naszym kalendarzu swoją rubryczkę miała do tej pory także babcia – bo była ważnym ogniwem naszej bandy 😉
Ten kalendarz jest takim troszeczkę oldschoolowym gadżetem. Pomaga nam poukładać życie ale też pokazuje – że toczy się ono tu i teraz  – nie w komputerze czy telefonie, do którego w dzisiejszych czasach ludzie są przywiązani. Pokazuje, ze bez elektroniki kiedyś się żyło i dzisiaj także to życie jest możliwe. Nawet jeśli naszym dzieciom tak bardzo trudno w to uwierzyć 🙂

Dodaj komentarz