Czy nie macie czasami wrażenia, że wiele współczesnych kobiet po urodzeniu dziecka, przestaje pełnić w życiu jakąkolwiek rolę poza rolą matki? Na pewno widzicie w swoim otoczeniu takie koleżanki. Od kiedy zaszły w ciążę nie szło z nimi już o niczym innym porozmawiać, a po urodzeniu dziecka to juz w sumie w ogóle rozmawiać nie ma jak i kiedy. Są ciągle zajęte, skupione w 100% na niemowlaku. Tak jakby tylko one mogły i potrafiły się nim zająć. Nie dopuszczają nawet myśli o tym, że przecież kiedyś miały jakieś życie poza dzieckiem – jakiegoś męża czy partnera, przyjaciół, pasje.
Obserwuję to niestety często i coraz bardziej zaczyna mnie to przerażać. Dlatego postanowiłam popełnić ten wpis. Post dla wszystkich mam, który absolutnie nie ma na celu piętnowania czy wyśmiewania kogokolwiek!
Chciałabym Wam coś Drogie Mamy uświadomić.
Ale od początku
Jak się nad tym zastanowić to młode kobiety w naszym kraju są indoktrynowane już od momentu porodu. W szpitalu wszystko skupia się wokół noworodka a matka jest tutaj tylko dodatkiem. Sama pamietam jak piersi niemal pękały mi od nadmiaru mleka, a pielęgniarki zabroniły używać laktatora – podkarmiając jednocześnie Zuzę glukozą, po której mała absolutnie nie była zainteresowana cyckiem. Och ile ja się w szpitalu nasłuchałam …… to było moje pierwsze dziecko i miałam prawo niczego nie wiedzieć. Ale personel uważał inaczej i od początku budzono we mnie jakieś chore poczucie winy, że się nie tak zajmuję, nie tak trzymam i nie tak przystawiam do piersi. Nikt w tej placówce mną nie był zainteresowany.
Ja sobie psychicznie potrafiłam z tym poradzić ale pewnie wiele kobiet już na tym początkowym etapie zostaje wpędzonych w swego rodzaju pułapkę.
Potem trafia się do domu, w którym też nie lepiej. Każdy kto przychodzi – przychodzi do dziecka. Każdy kto dzwoni – pyta o dziecko. Nawet prezenty dostaje się już tylko dla dziecka ……. tak jakby nagle kobieta jako kobieta przestała istnieć. Jest tylko matka i rodzi się presja, by ta matka była matką najlepszą. I mnóstwo młodych mam podejmuje to chore wyzwanie. Wszystko robią same – bo kto zrobi lepiej jak nie matka? Karmią, usypiają, przewijają, piorą ubranka w płatkach mydlanych, nie jedzą tego na co mają ochotę bo przecież kolka. Nie pozwalają partnerowi się wyręczyć w obowiązkach – bo przecież one zrobią lepiej. Nie odpuszczają sobie nawet na moment – bo przecież inne – a szczególnie te uśmiechnięte panie z poradników – dają radę, więc czemu ja miałabym nie dać? Kochają swoje dziecko najbardziej na świecie i czują, że to naturalne, iż powoli rezygnują z samych siebie dla potomstwa.
Ale czy na pewno?
We mnie zawsze chyba był dość duży pierwiastek egoizmu. Takiego zdrowego i rozsądnego myślenia o samej sobie. Może dzięki temu nie pozwoliłam się wciągnąć w tę nierówną walkę. Bardzo chciałam urodzić Zuzannę – to było wyczekane i wystarane dziecko. Ale jednak od początku walczyłam i oczekiwałam, że jej tata będzie nie tylko tym fajnym gościem od zabawy. Chciałam, żeby ją kąpał, usypiał i karmił mlekiem, które ściągałam w ciągu dnia. Chciałam mieć chwilę dla siebie – na spokojną kąpiel czy czytanie książki. Wolałam nie posprzątać w domu niż łazić cały dzień z nieumytymi włosami czy bez makijażu. A kiedy uznałam, że mój związek z jej tatą nie ma kompletnie najmniejszego sensu ….. wolałam się rozwieść niż tkwić w farsie „dla dobra dziecka”. A to nie było łatwe bo rozstaliśmy się kiedy młoda miała 7 czy 8 miesięcy!
To był trudny czas – musiałam znaleźć lepszą pracę, kupić nowe mieszkanie. Byłyśmy same ale nawet wtedy nie pozwoliłam, żeby moje życie kręciło się wyłącznie wokół małej. Miałam to ogromne szczęście, że mogłam liczyć na moich cudownych rodziców. Ale najważniejsze było chyba to, że mimo usilnych prób wmawiania mi przez otoczenie, iż nie jestem wzorcową matką – pozostałam sobą. Zawsze, kiedy ktoś mi rzucał taki super tekst odpowiadałam – „może nie jestem matką najlepszą ale JEDYNĄ, jaką to dziecko ma i mieć będzie”.
Oczywiście bardzo dbałam o swoje maleństwo. Starałam się spędzać z nią czas, wyjeżdżałyśmy, co wieczór jej czytałam. Ale nie rwałam sobie włosów z głowy, że nie gotuję zupek – kupowałam gotowe w słoiczkach. Nie bawiłam się z nią lalkami i nie byłam na każde zawołanie. Nie lubię bawić się z dziećmi – co poradzę? Miałam się zmuszać skoro z lalką w ręku czuję się sztucznie i głupio?
Może dzięki temu moja córka zawsze potrafiła się sobą zająć. Nie pozwalałam jej się obrażać, podnosić na mnie głosu ani – co gorsza – mnie bić. Wyznaczałam granice i bardzo konsekwentnie je egzekwowałam. I nie wynikało to wcale z moich super zdolności wychowawczych. Ja po prostu nie chciałam, żeby własne dziecko wlazło mi na głowę. Ja swoją głowę lubię!!!!
Pare osób zarzucało mi nawet, że to tresura ……. ok – jeśli tak to ja także zostałam wytresowana przez moich rodziców i nie mam do nich dzisiaj o to żalu.
Wakacje były nie dla niej – one były zawsze dla nas i tłumaczyłam to mojej małej córeczce na każdym wyjeździe. Nie zawsze musimy robić to co chce dziecko. Odmawianie to nic złego. Kiedy tylko mogłam – prowadzałam Zuzkę do hotelowej opiekunki na 2 godziny dziennie. Czy to umniejszyło mojej matczynej miłości? Nie sądzę. Za to dało trochę spokoju i odpoczynku. Takiego naprawdę, bez zerkania co chwila na wszystkie strony świata.
Dawałam sobie luz. Wychodziłam z koleżankami wieczorem, umawiałam się na randki, posyłałam córkę z dziadkami na wakacje, włączałam bajki kiedy chciałam mieć chwilę spokoju czy dłużej pospać rano. Bez wyrzutów sumienia!!!! Kochałam ją i ona to czuła. To do mnie przychodziła kiedy była wystraszona i to na mnie czekała zawsze najbardziej. Czuła i czuje do dzisiaj, że jestem spełnioną kobietą, że nie jestem sfrustrowana. Nauczyłam ją szanować to, że mama ma własne zajęcia i są momenty kiedy się jej nie przeszkadza – także wtedy, kiedy jest chora i zasypia w ciągu dnia. To naprawdę bardzo ważne!
Bardzo wielu rodziców zapomina o tym, że życie nieubłagalnie biegnie i nasze dzieci rosną. Dorastają, idą na studia, wyjeżdżają z domu, zakładają swoje rodziny, które stają się dla nich najważniejsze. Wtedy matki, których całe życie kręciło się wokół dziecka doznają przerażającej pustki. Nagle okazuje się, że nie bardzo mają co ze sobą zrobić. Przypominają sobie, ze miały kiedyś jakieś marzenia, że chciały zwiedzać świat, przeżyć coś szalonego. Dopada je rozgoryczenie bo w całej tej gonitwie pt. „być najlepszą matką” zapomniały o tym. Zapomniały o sobie.
W wielu sytuacjach kiedy dziecko wychodzi z domu – małżeństwa uświadamiają sobie, że od lat nic już ich – poza potomstwem – nie łączy. Nie mają o czym ze sobą rozmawiać. Nie mają wspólnych pasji. Nawet się czasem nie lubią ….. On ma pretensję, że ona dawno przestała być żoną, przyjaciółką i kochanką. Była tylko mamą. Dobrą mamą ….. ale on potrzebował kobiety. Na początku był zazdrosny, później przyszło zobojętnienie. Teraz już nikt nie chce próbować ….. a żyć przecież trzeba.
Bardzo ważne jest także to, że nasze dzieci uczą się najwięcej obserwując nas samych. Jeśli im pokażemy, że trzeba walczyć o swoje marzenia, rozwijać się, mieć pasję i zainteresowania – taka postawa stanie się dla nich naturalna. Mało tego – dziecko, które czuje, że ma szczęśliwą mamę – nawet jeśli ta mama nie zawsze ma dla niego czas – samo jest szczęśliwsze. Czerpie z naszych zachowań, uczy się, ze życie może być piękne, ale tylko wtedy kiedy samo o to zadba.
Czego uczy się z kolei dziecko, którego matka jest na jego punkcie zafiksowana? Egoizmu. Ale nie tego zdrowego, o jakim tutaj piszemy. Takiego chorego w stylu „wszystko mi się należy. DAJ. CHCĘ!” Ale czego wymagać od osobnika, który całe swoje życie był stawiany w centrum zainteresowań wszystkich naokoło?
Kochane mamy! Co chcę Wam tak naprawdę powiedzieć tym postem?
Pamiętajcie, że to Wy jesteście najważniejsze! Nie Wasze dzieci, nie mąż, nie partner, nie teściowa czy matka. Wy!!!! Jesteście za siebie odpowiedzialne i tylko od Was zależy czy będziecie szczęśliwe.
Ja jestem bardzo! Mam cudowną córkę, wspaniałego męża, którego poznałam – bo sobie na to pozwoliłam!
Miłość do dziecka to nie poświęcanie wszystkiego własnym kosztem. To pokazywanie mu, że szczęśliwy człowiek dba o siebie, ma pasję, rozwija się i realizuje. Jeśli takie będziecie – wychowacie swoje pociechy na samodzielnych ludzi, którzy kiedyś wychowają kolejnych samodzielnych ludzi. Musicie być wzorem – nie idealnej pani domu czy kobiety, która poświęcając siebie, dba o wszystkich innych. Poświęcając się w 100% dla dzieci robicie krzywdę i sobie, i im. Nie bójcie się zatem być odrobinę egoistyczne. Miejcie marzenia, chodźcie do kina, na randki, spotykajcie się ze znajomymi. Bądźcie nie tylko matkami – mimo, iż to bez wątpienia bardzo ważna rola w życiu każdej z nas. Przypomnijcie sobie drogie mamy o tym, o czym marzyłyście kilka czy kilkanaście lat temu i zacznijcie to realizować. Wykorzystajcie czasem dziadków czy opiekunkę – wieczór lub weekend bez rodziców, dziecku też dobrze zrobi! Nie przeliczajcie ciągle w myślach ile godzin w tygodniu spędzacie ze swoją pociechą – czasem spędza się go więcej a czasem mniej i to jest zupełnie naturalne!
Bądźcie piękne, uśmiechnięte. Zróbcie sobie od czasu do czasu prezent. Znajdźcie czas TYLKO dla siebie, zróbcie coś, co Was uszczęśliwia. Bo tylko szczęśliwa i spełniona kobieta – potrafi innym dać prawdziwe szczęście.
Bardzo lubię czytać twoje wpisy, a ten szczególnie mnie poruszył. Jestem mamą dwóch cudownych córek. Jedna wyszła za mąż w wieku 19-lat, bo tak chciała, bo mężczyzna z którym się związała jest miłością jej życia. Myślałam, na początku, że to błąd. Ale pomyślałam i stwierdziłam, że to jest jej życie i tylko mogę ją wspierać i kibicować jej miłości. Zawsze myślałam też o sobie, jak ja będę szczęśliwa i zadowolona to moje dziewczyny, córki zapiszą ten obraz w swojej pamięci. Kobieta powinna oprócz bycia matką, a to bardzo ważna rola powinna być spełniona i zadowolona. Swoje pasje, zainteresowania są bardzo ważne. Kobieta jest szczęśliwa jak jest spełniona❤.