W dzisiejszych czasach trudno jest spotkać fajnego faceta.
Nie pomaga także fakt, że żyjemy coraz szybciej i coraz częściej nasze życie przenosi się do wirtualnej rzeczywistości.
Dawno temu ktoś to wszystko dostrzegł i wymyślił portale randkowe.
Proste?
Aż za bardzo.
Otóż kochani moi ……..z paroletniego doświadczenia!
Jakbym miała zrobić bilans to wyglądałby mniej więcej tak:
- kilkudziesięciu facetów żonatych – szukających utrzymanki/kochanki/ przyjaciółki na boku;
- kilkunastu związanych, którzy jeszcze nie do końca byli przekonani czy chcą się zwiazać na amen czy moze znajdą sobie jakiś lepszy egzemplarz;
- kilku naciągaczy – tak tak ……. Ci sobie szukali opiekunki – najlepiej z mieszkaniem, samochodem i wysoką pensją;
- kilku z problemami psychicznymi, szukających psychologa z kozetką we własnej sypialni;
- kilku normalnych – ufffff
Nie macie pojęcia na ilu byłam randkach. Ile poznałam historii – mniej lub bardziej rozczulających. Ile razy musiałam wyjść w trakcie spotkania bo nagle coś się wydarzyło w domu (taki miałam umówiony z koleżanką plan awaryjny). Ile razy po 5 minutach rzeczywistego kontaktu wiedziałam już, że dziesiątki dotychczasowych pisanych rozmów wcale nie dążyły do tego by się poznać – dążyły tylko do tego bym się w końcu spotkała i wpuściła do sypialni.
Czasami było mi przeraźliwie smutno. Szczególnie na początku kiedy naiwnie wierzyłam, ze wśród gąszczu poszukiwaczy seksualnych przygód musi być przecież trochę takich jak ja – pragnących czegoś normalnego. Z biegiem miesięcy i lat uodporniłam się na kłamstwa, na dziwne zachowania. Potrafiłam odróżnić już na etapie maili o co tak naprawdę chodzi.
Ile razy usuwałam swoje konto? Conajmniej kilka!
Po jakimś jednak czasie wracałam. Wtedy zazwyczaj miałam ubaw kiedy próbowali mnie znowu wyrywać Ci sami goście, poznani już wcześniej i skreśleni. Jak widać przerób był tak duży, że nawet nie pamiętali z kim już rozmawiali …..
Słaby obraz maluje się z mojej opowieści, prawda? Taki chyba był ……. tyle, że na końcu wydarzyło się coś co jednak zmienia moją percepcję.
Bo ja moi drodzy na portalu randkowym poznałam obecnego męża!
TAK. Można.
Zdarza się rzadko ale jednak zdarza.
Po latach beznadziei i rozczarowań – pewnego pięknego wiosennego dnia napisał do mnie On. Normalny. Skromny. Ciekawy. I do tego jeszcze przystojny. Spotkaliśmy się szybko – nauczona złymi doświadczeniami wiedziałam już, że najlepiej od razu skonfrontować się z rzeczywistością. A ta rzeczywistość była wspaniała. Zresztą o tym chyba nie muszę Was przekonywać skoro ten facet jest dzisiaj moim mężem.
Trudno mi było uwierzyć, że to się w ogóle dzieje. Że to nie jest kolejny psychol, który coś udaje. Lata bytności na takim portalu sprawiły, że przez pierwsze miesiące ciągle spodziewałam się ciosu znikąd. Nawet jak poznałam jego rodziców to nie do końca byłam przekonana, że są prawdziwi. Spytacie dlaczego? Ano dlatego kochani, że w trakcie tych wielu lat w randkowym piekiełku poznałam już jednego gościa, co to mnie zabrał do fikcyjnych dziadków. Zabawne co? Do dzisiaj się zastanawiam po co ludzie coś takiego robią…… ale robią. I na to trzeba w takich miejscach naprawdę uważać.
Jak myślę dzisiaj o tych wszystkich latach to oczywiście nie patrzę już na to tak jak wtedy.
Nie patrzę, bo zakończenie mojej historii jest z kategorii tych z happy endem. Ale bywało, że nie było mi do śmiechu. Bywało, że czułam się naprawdę zdołowana. Chwilami traciłam wiarę w ludzi, a na pewno w mężczyzn. Chociaż z tego co opowiadał mi M. to kobiety na portalu randkowym wcale nie zachowują się lepiej. Dożyliśmy chyba takich czasów, kiedy wszystko jest na sprzedaż bo sami sprzedawać się chcemy. Chcemy szybko, łatwo i przyjemnie. Nie mamy ochoty na żmudne i powolne budowanie relacji – wybieramy przeciętność i byle-jakość. Dlaczego? Dla jednej chwili uniesienia? Dla kolejnego faceta, kolejnej kobiety, przy której – może i chcemy zasnąć – ale wcale niekoniecznie chcemy się obudzić?
Wiem na pewno, że nie chciałabym już na portal randkowy nigdy wrócić. Powiecie, że przesadzam, bo przecież poznałam tam miłość mojego życia.
Najlepszym podsumowaniem będzie tutaj piosenka Rihanny, której tytuł doskonale obrazuje nasz przypadek „We found love in a hopeless place”.
My ostatecznie znaleźliśmy.
I wszystkim tego życzę.
Świetnie, prawdziwie napisane. Czytałam w zasadzie również swoją historię z zaskakująco podobnymi odczuciami. Dziś wiem, że warto było doświadczyć choć nigdy więcej nie chciałabym na portal randlowy już wracać ani nikomu go polecać. Od 8 lat jestem szczęśliwa, kochana i tak samo tę miłość odwzajemniam. Tę miłość nazywam cudem ocalałym w pajęczynie zakłamania i demoralizacji. Pozdrawiam. M.
W samo sedno!!!! Lepiej bym chyba tego nie ujęła!
Jakbym o sobie czytała tylko bez happy endu. 10 lat temu zarejestrowałam się pierwszy raz. 39 lat, zainteresowanie duże, szybko wyszło na jaw, że o miłości nie ma mowy. Ale w realnym świecie nie miałam okazji nikogo poznać. Znajomi poparowani a Ci wolni rówieśnicy koło 40 stki nie byli zainteresowani taką „staruszeczką ” jak ja. Wręcz dowiedziałam się, że mój czas już minął.
Po 4 latach na portalu poznałam miłość, taką po grób…. Jego grób. W sumie byłam na portalu kilka razy, za każdym razem około miesiąca. Ostatni raz rok temu i tam są ciągle ci sami panowie, z tymi samymi zdjęciami, które nawet 10 lat temu były już mocno nieaktualne. Różnica jest taka, że teraz mając 49 lat oprócz chłopców w wieku mojego syna czyli około 25 lat nikt nie jest mną zainteresowany a gdy ja pierwsza piszę, nikt nie odpisuje. Straciłam nadzieję….. A teraz czytam Twój post i się zastanawiam czy może jeszcze raz????
Nie wolno tracić nadziei! Nigdy 🙂 Samotność jest straszna więc walcz!