Po ostatnim moim wpisie o samoakceptacji i dbałości o siebie ….. dostałam od Was sporo wiadomości.
Wielu z Was daję motywację, wiele z Was mi dziękuje …… ale dostałam też kilka innych wiadomości. Niektórzy zarzucili mi powierzchowność ….. zatem śpieszę wyjaśnić!
W pierwszym moim poście na tym blogu napisałam otwarcie – to sprawa każdego z nas jaki jest i jak wygląda. Dopóty dopóki akceptuje i lubi siebie, jest zdrowy, sprawny …… niech sobie będzie jaki chce i nosi rozmiar jaki chce.
Tylko podkreślam – niech naprawdę siebie akceptuje. A nie tylko używa tego jako wymówki dla własnego niedbalstwa i lenistwa!!!!! Bo prawda jest taka, że przytłaczająca większość otyłych ludzi WCALE SIEBIE NIE AKCEPTUJE!!!!!!
Piszecie …… najważniejsze jest przecież wnętrze. A ja pytam – naprawdę?!?!?!?!?!?!
No jasne …….. to jacy jesteśmy w środku jest mega istotne. Znam dziesiątki wspaniałych kobiet, które noszą rozmiar 42+. Mądrych, zabawnych i dobrych! Ale…… czy bycie szczupłym, uprawienie sportu i dbanie o siebie psuje nasze wnętrze? Czyni nas mniej inteligentnymi, wrażliwymi? Z całym szacunkiem i z własnego doświadczenia mogę stanowczo stwierdzić, że tylko nas wzmacnia i ulepsza! Uczy systematyczności, pokory, szacunku do własnego ciała!
Bo czy mamy ten szacunek jeśli o swoje ciało nie dbamy?
Oczywiście – nie każdy z nas musi mieć rozmiar XS czy S. Sama takowego nie posiadam. Nie mam figury modelki i najprawdopodobniej nigdy nie będę jej mieć. Ale jako 40 letnia kobieta przebiegam bez większego wysiłku 10 km i bez zadyszki wchodzę na 6 piętro. Chcę i mogę bez problemu chodzić po górach, pojechać z nastoletnią córką na długą wycieczkę rowerową. Mam idealne wyniki badań. Cholesterol w normie, cukier na odpowiednim poziomie, brak kłopotów z ciśnieniem i sercem.
Dbałość o własne ciało to nie tylko powierzchowność! To opieka nad maszynerią, którą dostaliśmy przy urodzeniu i mamy obowiązek o nią dbać! Dbać najlepiej jak potrafimy – nawet jeśli nam się nie chce!
Aczkolwiek czy naprawdę jest coś złego w tym, ze chcemy się sobie podobać? Ja chcę! Chcę się uśmiechać kiedy patrzę w lustro. Chcę nosić wszystkie te śliczne boho sukienki z odkrytymi plecami i nie martwić się o wałeczki. A przy tym czytam, chadzam do teatru, rozwijam się i pomagam zwierzętom. Bo jedno nie wyklucza drugiego!!!!!
Tak naprawdę jednak dieta i uprawianie sportu to myślenie o przyszłości. O swoim zdrowiu i sprawności fizycznej. O tym jak będziesz się czuć i jak będziesz żyć w wieku 60 lat. Ja chcę w tym wieku cieszyć się życiem. Tak naprawdę się cieszyć – tym czego sama będę w stanie doświadczyć a nie życiem innych!
Kilka osób zapytało mnie też o tę nieszczęsną operację plastyczną.
Kochani …….. to póki co jest w sferze przemyśleń. Napisałam Wam o tym bo chcę być z moimi czytelnikami w 100% szczera. To, że myślę o poprawieniu rzeczy, która mi zwyczajnie przeszkadza, a której nie będę w stanie wyćwiczyć …. to wcale nie znaczy, że nie akceptuję swojego ciała. Nie chcę sobie powiększyć piersi o 10 rozmiarów 😉 Chcę iść do specjalisty i zapytać go czy zabieg operacyjny da mi efekty, których bym chciała. Z jakim ryzykiem się wiąże, z jakimi kosztami (także zdrowotnymi). Konsultacja to jeszcze nie operacja. To zdobycie wiedzy, na podstawie której podejmuje się decyzję. Wierzcie mi ….. zanim ją podejmę rozważę wnikliwie wszystkie za i przeciw. Bo ingerencja chirurgiczna to zawsze jest poważna sprawa.
Nie podejmę jej na podstawie zachcianki. Bo nie o spełnienie zachcianki tutaj idzie.
Kasia napisałaś w samo sedno ?