Nazywam się Kasia …. i nie jestem romantyczna!

Skoro mój drogi Małżonek dokonał już za mnie comming outu – cóż ja mogę? Jedyne co mi pozostaje to wziąć na klatę ten mało dziewczęcy fenomen i przyznać się bez bicia – TAK JEST MOI DRODZY, NIE JESTEM ROMANTYCZNA.

Kiedyś chyba byłam, ale jak Cię życie i faceci kilka razy kopną w dupsko to nagle się okazuje, że wschody i zachody słońca są piękne nie tylko w parze a Kopciuszek to bajka dla idiotów, bo w realistycznej wersji żaden facet nie szukałby przecież laski za pomocą buta !!!!!

Możecie się teraz oczywiście oburzać – jednakowoż statystyki mówią swoje …… romantyzm jest przereklamowany.

Czy to jednak oznacza, że nie wierzę w miłość i nie lubię oglądać komedii romantycznych?

Nie do końca. Ciągle i wciąż godzinami mogę gapić się w „To właśnie miłość” albo „Lepiej późno niż później”. Ba – wzruszam się nawet niejednokrotnie i potrafią mnie ująć losy bohaterów oraz ich perypetie sercowe. Kocham „The Holiday”, „Zmierzch” przeczytałam jak nastolatka! No nawet na tej nieszczęsnej „Mamma Mia” uroniłam łezkę!

Tyle, że dla mnie miłość to nie ochy i achy czy rysowane na piasku serduszka. Dla mnie miłość to przyjaźń. To bycie z kimś, za kim irracjonalnie tęsknię i kogo mimo wszystko lubię – nawet wtedy, gdy mam szczerą ochotę go zabić. Miłość to fakt, że jak się wydarzy u mnie coś ważnego – to właśnie do Niego pierwszego wykręcę numer. To dbanie o jego wyprasowane koszule, o to by zjadł śniadanie i nie pisał smsów w czasie, kiedy akurat prowadzi samochód.

Kocham miłością świadomą i prawdziwą ….. jednak prawdą jest, że może trochę mało romantyczną.

Pewnie dlatego średnio 4 razy w tygodniu słyszę od Macieja „Oddalamy się od siebie”, które – wierzcie mi na słowo – doprowadza mnie do pasji. Bo dla Miśka fakt, że leżymy obok siebie i oglądamy meczyk – nie muskając jednocześnie swoich rączek i nie całując paluszków ….. to oznaka tego, że się nasz związek psuje. Tyle, że cholera …… to by oznaczało, że on się psuje od ZAWSZE. Bo meczyk to meczyk. Można na nim rzucić siarczyste KUR……, można pokomentować idiotyczne akcje i wyśmiać słabe podania. Ale czy ktokolwiek (poza Misiem) ma potrzebę podczas MECZU na romantyczne uniesienia? I czy ktokolwiek oglądając derby Londynu prowadzi ożywione dysputy o miłości?

To zresztą mega ciekawe, że dwoje ludzi, którzy naprawdę się uwielbiają – mogą tak bardzo różnie postrzegać te same sytuacje.

Dla mnie leżenie obok siebie na kanapie i gapienie się w tv – to WSPÓLNE SPĘDZANIE CZASU. Dla Macieja absolutnie nie. On wrzuca to do kategorii: BYCIE NIE ZE SOBĄ, A OBOK SIEBIE. Czyli kategorii, której ja kompletnie nie rozumiem. Bo dla mnie wystarczający jest fakt, że jesteśmy blisko siebie i że sobie razem milczymy. Milczenie bywa fajne! A z kimś kogo się kocha to nawet mega fajne bywa!

Nie potrzebuję do bycia szczęśliwą żoną kolacji przy świecach czy spacerów o zachodzie słońca. Potrzebuję Partnera. Świadomości, że mam obok najlepszego Kumpla ever, z którym mogę wszystko i na którego mogę zawsze liczyć. Taką świadomość mam z Miśkiem. I sorry – po co mi jakieś dodatkowe fajerwerki?

Ktoś może powiedzieć, że to brutalne i smutne.

Ja tego tak nie odbieram. Znalazłam faceta, z którym mogę wszystko. Z którym zwiedzam świat, spełniam marzenia i obok którego każdego dnia chcę się budzić (mimo, iż chrapie w nocy jak ta lala). Nie potrzebuję historii miłosnych w stylu „Wichrowych Wzgórz”, żeby doceniać to, co mam, co zbudowaliśmy i budujemy nadal. Bo życie to nie jest bajka. A od wzdychania do księżyca na bank nie będziemy bardziej szczęśliwi 😉

P.S. I sorry, ale przypalone przegrzebki są zwyczajnie niesmaczne. Mogli się pocałować później! W końcu są kucharzami do cholery a nawet laik wie, że przegrzebki na patelni mogą być TYLKO MOMENT!!!!!!

 

Dodaj komentarz