Odnalezione hobby

Jak wiecie doskonale głównym z powodów naszej przeprowadzki na Majorkę była potrzeba ZMIANY STYLU ŻYCIA na taki bardziej przyjazny naszej PIĘCIOOSOBOWEJ Familii.

Niestety w wielkim uproszczeniu życie w POLSCE (z pewnej już perspektywy) kojarzy nam się właściwie tylko z:

pracą od świtu do nocy,

brakiem czasu i sił na cokolwiek – ja powiem szczerze – po pracy, w weekendy najchętniej leżałbym NA KANAPIE, patrzył bezmyślnie przed siebie i marzył tylko o tym aby wszyscy się ode mnie odwalili!

Uwierzcie, że próbowaliśmy coś zdziałać w tym temacie nie wywracając wszystkiego do góry nogami,  przecież mieliśmy doskonałe prace, a na dodatek w grudniu 2016 roku przenieśliśmy się do naszego wymarzonego LOKUM na Żoliborzu (zaklinaliśmy się, że to nasze ostatnie „M” w karierze ?)

Co prawda te nasze usiłowania z miesiąca na miesiąc traciły na sile bo gdzieś tam pod SERCEM czuliśmy, że południe EUROPY jest nam pisane!

Pamiętam dzień, w którym ja (to ten uporządkowany w Rodzinie) zrobiłem sobie LISTĘ – niewinna taka, PLUSY i MINUSY ewentualnej przeprowadzki.

Jedna z pozycji zrobiła właściwie „całą robotę”.

Hasło brzmiało…HOBBY!

Musiałem wspomóc się ENCYKLOPEDIĄ bo niestety zapomniałem co ten ciąg LITER oznacza…

HOBBY zatem to nic innego jak „czynność wykonywana dla relaksu w czasie wolnym od obowiązków (…)”

No i załamałem ręce…patrzyłem na kartkę i nie wiedziałem kompletnie co napisać…

Coś mi tam świtało w pustym łbie, ale żeby jakieś KONKRETY? Zapomnijmy.

Tak sobie to wszystko chronologicznie postanowiłem poukładać i PLUS/MINUS wyszło, że:

– jak każdy „gnojeczek” w czasach PRLu biegałem jak porąbany za piłką po podwórku (obie przesłanki spełnione – relaks + czas wolny, co prawda wagary to oficjalnie nie jest czas wolny, ale co tam ?)

– od zawsze CZYTAŁEM wszystko i w każdej wolnej chwili – więc to się chyba nie liczy?

– moje kochane PLANSZÓWKI…jedno z fajniejszych wspomnień z dzieciństwa – z kuplami i kuzynami (na MAZOWSZU nie wiedzieć czemu mówią o KUZYNOSTWIE „bracia i siostry”?) „ciosaliśmy” od rana do nocy w np. niewyobrażalnie ZAJEFAJNĄ wtedy „Magię i Miecz”! (teraz na forach dot. gier planszowych strasznie ją „jadą”?)

– KIBICOWANIE…okres STUDIÓW we Wrocku i pierwszego małżeństwa „WKRĘT” niemożliwy, Kolega ze stancji zabrał mnie na mecz i „popłynąłem” – mecze u siebie, wyjazdy, III liga, czekanie cały tydzień na weekend – kto „jeździł” ten WIE o czym mówię.

I nagle KONIEC…po studiach pewnie jak u większości z nas – proza życia, wszyscy to znamy….”KARIERA” – KREDYT z wujkiem FRANKIEM w tle, rachunki  – co prawda póki mieszkałem we Wrocławiu to chociaż mecze jeszcze się działy, ale i częstotliwość mniejsza i w głowie ciągle PEŁNO.

W Wawie ostatnich 7 lat to już tylko PRACA i brak czasu nawet na przysłowiowe „podrapanie się po jaj….ach”.

ZUZKA dorastała? Nie zakodowałem tego PROCESU.

KASIA przyprowadziła drugiego ZIOMKA czworonożnego do domu – no pojawił się.

WYJAZDY wakacyjne, na których pracowałem jak zwykle (a to trudne przy „przesunięciach” czasowych ?).

Moi ukochani RODZICE? Nawet nie zauważyłem, że to już są DZIADKOWIE – STARSI Państwo mi się zrobili.

W takich okolicznościach mogłem tylko stwierdzić  – „SRAĆ” hobby – jak na nic czasu nie miałem.

A teraz? Po tych 6ciu miesiącach? Co mogę stwierdzić? Co z tym naszym życiem?

No mega!

Co prawda mam wrażenie, że pracujemy więcej (ale też wydajniej), ale za to po pracy…

MAMY CZAS NA ŻYCIE!

Co prawda wyczynowe uprawianie piłki nożnej i kibicowskie życie z różnych względów odpadły, ale

za to nagle objawiły się jakieś nowe EKSTRA godziny w DOBIE ?

W sezonie wiadomo – ŻAR leje się z nieba, więc każdą wolną chwilę spędzamy w wodzie!

A jak cieplutko to wiadomo –  drineczki, trochę zwiedzania WYSPY (za ciepło), „nasiadówki” wieczorne z naszymi GOŚCMI (ciekawa obserwacja: jak cieplutko to jakoś chętniej nas odwiedzają ?)

A po sezonie?

ZWIEDZANIE naszej Wyspy – ciągle mi mało! I taka rada – chcecie poznać Majorkę? Dużo przyjemniej PO SEZONIE ?

Spotkanie z LOKALESAMI – a proszę bardzo! Ha – i nawet nie zerkam stale na TELEFON i zegarek.

Dłuuugie spacery z BYDLAKAMI – oczywista oczywistość – turystów brak to i plaże w końcu są nasze!

Przenosiny z wód otwartych na BASEN – stało się.

KSIĄŻKI – nadrabiam zaległości!

Ale wiecie po czym najbardziej moim zdaniem widać, że PRZEPROWADZKA miała sens? W ubiegłym tygodniu to sobie uzmysłowiłem…

GRAMY w moje ukochane planszówki!

Jak pisałem – „dawno, dawno temu, kiedy nie szyto jeszcze dresów”, za dzieciaka” przed ERĄ „pecetów” i WIFI graliśmy we wszystko co wpadło nam w ręce.

Kilka lat temu, już jako STATECZNA głowa rodziny ?, w któryś weekend wyciągnąłem ZUZKĘ na Stadion Narodowy gdzie spotykali się FANI planszówek! Tysiące ludzi, wspaniałe wydarzenie, setki tytułów do NABYCIA i do „ogrania” na miejscu – do domu wróciliśmy obładowani jak muły!

Wieczorem z wypiekami na twarzy opowiadałem KASI jak było fantastycznie, zasypiając wspominałem, że sam kiedyś chciałem tworzyć takie gry :>

Czego to ja sobie nie obiecywałem – „weekendy będą nasze”, „wreszcie spędzimy czas nie gapiąc się w to pudło” etc.

Pograliśmy przez rok dosłownie kilka razy…

W fazie PAKOWANIA PRZEPROWADZKOWEGO w chwili rezygnacji nawet przemknęła mi myśli – „oddam gdzieś”-  jak setki książek do biblioteki.

Na szczęście ZUZKA miała inne zdanie na ten temat!

I okazało się na WYSPIE, że można wieczorem usiąść na tarasie i po prostu GRAĆ!

Są siły, jest chęć i czas jakoś tak inaczej (wolniej?) płynie.

Ograliśmy z ZUZKĄ wszystkie przywiezione przez nas tytuły (Kasia niestety nie złapała bakcyla☹poza tym utrzymuje, że wykorzystujemy JEJ brak znajomości przepisów do szachrajstw), poznałem pokrętny „tok myślenia” Dziecka, potwierdziłem sobie, że PIESEŁY jedyne co mogą zrobić to ROZWALIĆ PLANSZĘ uznawszy, że to część zabawy ?

I wychodzi na to, że było po nas widać, że sprawia nam to frajdę bo pewnego dnia przyszła PACZKA!

Paczka w naszym domu to żadne zaskoczenie – KASIA kiedyś naczytała się o zbawczym wpływie konsumpcji na ratowanie gospodarki – wystarczy powiedzieć, że jednego kuriera widuję tak często, iż pomyślałem sobie, że zaproszę go na WIGILIĘ ?

A wieczorem okazało się, że to dla MNIE a WŁAŚCIWIE dla NAS!

COŚ tam z naszego stękania, że „pogralibyśmy w coś nowego”, że „PUERTO RICO to nie jest najlepsza gra dla DWÓCH osób” dotarło do USZU Kasi.

W paczce były DWA doskonale znane mi TYTUŁY (ale niegrane) i jeden jak to Kasia powiedziała „coś jak SIMSY tylko bez KOMPA”

Na pierwszy DANIE jeszcze tego samego dnia poszło doskonałe „WSIĄŚĆ do POCIĄGU. Europa” (jak Dzieciak się „zajarałem” gdy na mapie dostrzegliśmy MAJORKĘ)! Wspaniała gra dla całej RODZINY, bez problemu mieści się na stole, z potężną moim zdaniem regrywalnością (ten termin oznacza, że gra nam się nie znudzi po kilku razach i będziemy do niej wracać). 90 minut (nigdy nie ucieknę od terminologii piłkarskiej ?) i mamy siatkę połączeń kolejowych w Europie zbudowaną (o to właśnie w niej chodzi). Polecam zdecydowanie!

Kolejnym smakołykiem w paczce był „SPLENDOR” – PIĘKNIE wydana gra, bardzo dynamiczna, z prostą mechaniką (to PLUS) i krótkim czasem gry (drugi PLUS).  Chodzi po kró†ce o to, by zgromadzić bogactwo, ale przede wszystkim – zbudować swój prestiż i tytułowy splendor.Jak chcecie RODZINNIE zacząć przygodę z grami  – moim zdaniem doskonały tytuł (instrukcja ma tylko 2 strony! Mam wrażenie, że gdybym się zawziął to i moje wiecznie głodne BYDLAKI „ogarnęłyby” zasady).

 O tym czasie GRY to celowo piszę: EPICKIE rozgrywki z mojego dzieciństwa w dobie miliona „atrakcji” (również wątpliwych jak wieczne gapienie się w TV albo telefon) to „ciężki temat”. Po naszych rozgrywkach z ZUZKĄ oceniam, że TRZY GODZINY to maks i zaczyna się poszukiwanie tematów zastępczych co mnie na przykład wkur…….niemożliwie.

Ostatni tytuł –  „DOMEK – gra roku 2017 w kategorii „dla całej Rodziny”, 12 RUND bez cienia rywalizacji (nienawidzę przegrywać), bawimy się projektując nasze wymarzone LOKUM ? Sceptyczny byłem na początku, ale powiem Wam – zabawa była PRZEDNIA – pośmialiśmy się ostro z moich „odważnych” koncepcji projektanckich, ZUZKA w międzyczasie „wysypała się”, że gdyby nie FIZA i MATMA to myślała o architekturze itd.

Uwierzcie:

 1) jeśli szukacie sposobu na kontakt z Dzieckiem,

2) poznanie GO,

3) zapewnienie mu ciekawego, twórczego zajęcia,

4) pomysłu na ŚWIETNIE spędzony czas z BLISKIMI – grajcie w planszówki!

P.S. W weekend dostaliśmy zaproszenie na takie PRZEDŚWIĄTECZNE spotkanko przy winku, serach i słodkościach – grupa znajomych, dużo dzieci, dużo śmiechu – jednym słowem MIŁO ?

Powiem Wam, że gdy ZUZKA w pewnym momencie (która musi umieć się sobą w takich sytuacjach zająć, jestem facetem „starej daty” – miejsce DZIECI nie jest przy DOROSŁYCH w takich chwilach) wyciągnęła ze swojej torby wspomnianą „WSIĄŚĆ do POCIĄGU. Europa” i zaczęły z Koleżanką EMILKĄ rozgrywkę to aż musiałem JĄ ekstra PRZYTULKAĆ!

Ponieważ do świąt macie jeszcze kilka dni – bardzo Wam polecam dołożyć do prezentu jedną z powyższych …. albo jakąś zupełnie inną planszówkę. Wierzcie mi, że dzieciaki się zakochają, a Wy też będziecie mieli mega frajdę i w końcu spędzicie czas NAPRAWDĘ RAZEM.

Gry (wszelkie familijne oraz te powyższe) znajdziecie TUTAJ.

komentarze 4

  1. Planszówki są mega 🙂 a Ticket To Ride – ma jeszcze jedną zaletę – można dokupić mapy i trasy innych państw 🙂

  2. Ten artykuł to może przeczytać osoba która ma
    Duzo wolnego czasu na hobby :-). Maćku – gratuluje Tobie i Wam tego co macie!!! Do zobaczenia w kwietniu!

Dodaj komentarz