Z okazji wczorajszego Dnia Dziecka poczyniłam kolaż. Zdjęcia dobrałam specjalnie tak, żebyście wszyscy mogli zobaczyć, że ja naprawdę nie byłam ani szczupła, ani wysportowana, ani ładna. Do 20 roku życia byłam po prostu zapasioną, 90 kilogramową, zakompleksioną dziewczyną. Kochającą jeść ale nie uprawiającą żadnej aktywności fizycznej. Zwolnioną z wfu (bo psuł mi średnią).
Po opublikowaniu tego kolażu na fejsie i na insta dostałam mnóstwo wiadomości od Was. Że super, że mam do siebie dystans, że to daje mega kopa (taki był w sumie zamysł) i jak ja to robię, że w wieku 38 lat tak wyglądam.
No i zaczęłam przemyśliwać te wszystkie Wasze komentarze czy pytania. Ba ….. wieczorem na spacerze z psami przyglądałam się mijanym kobietom uważnie, zastanawiając się jak to jest, że jedne z nas rzeczywiście z wiekiem kwitną a inne wręcz przeciwnie – więdną.
Oczywiście ….. powiecie – sytuacja życiowa, status materialny. I tak, to prawda, to ma ogromne znaczenie! Ale w ilu przypadkach to są właśnie te kwestie, które Was ograniczają? W niewielu Kochane!!!!!
Mam mnóstwo koleżanek i znajomych. Mnóstwo przeróżnych kobiet: młodszych, starszych, tych bardziej i mniej zamożnych. I jak sobie o nich myślę ……. to dociera do mnie, że to wcale nie kasa i okoliczności życiowe odgrywają tu najważniejszą rolę, Nie status, liczba wizyt u kosmetyczki (byłam może ze 2 razy w życiu), liczba sukienek w szafie czy urody (to ma każda z nas, tylko nie każda postanawia to pokazać).
Najczęściej moje Drogie ogranicza nas umysł!!! Nasze chciejstwo, nasze podejście do siebie samych. Pisałam już o tym kiedyś po wysłuchaniu Joli Lewickiej, która jako coach, opowiada o relacji kobiety z własnym ciałem. Ale napiszę znowu bo to jest jedna z najważniejszych rzeczy, jakie każda dziewczyna powinna zrozumieć. Jeśli nie nauczycie się kochać siebie …….. żadne pieniądze, żadne zabiegi i żadne ciuchy nie zrobią efektu wow.
Bo efekt wow jest w środku!!!!
W poście o byciu zdrową egoistką opowiadałam Wam już o tym, że statystyczna Polka spełnia się w 100% jako matka. Jest na każde zawołanie, dba, karmi, sprząta i prasuje. Robi to bo kocha – nawet jeśli wiele z nas źle pojmuje miłość do dziecka, jako dawanie mu wszystkiego i podsuwanie pod nochal.
Zastanówcie się teraz ile z Was …. chociaż połowę tego co robicie dla innych – robi dla siebie? Ile dajecie z siebie dziecku, które bardzo kochacie …… a ile dajecie sobie? W większości przypadków to będą bardzo zaburzone proporcje. O ile w ogóle będziemy mogli mówić o jakichkolwiek proporcjach bo wiele z nas dla siebie nie robi po prostu nic. Dlaczego? Bo w piramidzie spraw do załatwienia i osób do obsłużenia nie ma pozycji: JA! Bo JA nie jestem tak samo ważna jak: mąż, dzieci, mama, babcie czy kuzynka ciotki. W domowym budżecie też nie ma pozycji JA – bo w końcu JA nie muszę mieć nowego ciucha skoro dziecko rośnie i trzeba mu kupić 1568 koszulkę, którą i tak za chwilę zniszczy jak wszystkie pozostałe 1567.
Dlaczego JA nie jest ważne?
Przecież JA zostanie z Wami do końca życia i to jest jedyna osoba, na którą naprawdę na zawsze jesteście skazane!!!! Dostałyśmy jedno ciało i duszę. Więcej nie będzie (no chyba, ze wierzycie w reinkarnację ale nawet jeśli – w następnym życiu możecie być kotem i mieć na wszystko wywalone). Dlaczego dbamy o wszystko naokoło i ważne jest dla nas wszystko inne …… tylko nie JA? A co się stanie z JA kiedy wszyscy ONI się gdzieś rozejdą? Dzieci zaczną żyć swoim życiem, w swoich rodzinach, mąż znajdzie sobie młodszą albo odkryje, że telewizor jest znacznie bardziej ekscytujący niż czas z żoną. Co będzie wtedy? Bo wiesz ……. Ty będziesz! Ty ze sobą zostaniesz. Na zawsze. I to już teraz powinnaś o tym pomyśleć. Bo wtedy będzie za późno …… a teraz masz jeszcze szansę sprawić by wtedy – było dla Ciebie zwyczajnie fajne.
Miłość do siebie to nie samouwielbienie.
To dawanie sobie tego co najlepsze bo tak się postępuje z kimś kogo się kocha. Robisz to? Jesteś dla siebie dobrym partnerem? Dbasz o swoje ciało tak samo jak dbasz o to by dzieci miały zawsze kanapki do szkoły? Dbasz o swoje wnętrze? Wysypiasz się? Dogadzasz sobie?
Zastanów się przez chwilę. Jak mawia Jola – nawiąż relację z własnym ciałem! Dowiedz się o sobie czegoś – zrób badania, pomyśl czego nie lubisz i co chciałabyś zmienić. Pomyśl czego nie lubi Twoje ciało (moje nienawidzi naszego materaca w sypialni). Potraktuj siebie troszkę jak obcą osobę, na której Ci bardzo zależy. A skoro Ci zależy to przecież chcesz coś dla tej osoby zrobić. I rób to. Codziennie!
Wiecie ile z Nas na siebie narzeka? Za grube nogi, oponka na brzuchu, brzydkie włosy, zęby etc etc. KAŻDA!!!! Naprawdę każda. Ważniejsze jest jednak pytanie – ile z nas cokolwiek z tym robi? Hmmm? Powiedzieć Wam co wskazują badania? Średnio 30% kobiet robi cokolwiek by swoje kompleksy zwalczać!!!! 30%!!!!!!
Co z tego wynika?
Ano tylko tyle, ze 3/4 kobiet woli narzekać i się nad sobą użalać. A ciało czeka. Czeka aż sobie o nim przypomnisz …. ale tak naprawdę przypomnisz. Nie tylko w gadce. Wysyła sygnały, chce, żebyś się nim zainteresowała. Pragnie byś na nie spojrzała z miłością i zainteresowaniem. Dlaczego tego nie robisz? To przecież Twoje ciało!!!!!!!
Wiecie co dzieje się kiedy w końcu zaczynacie siebie dostrzegać? Kiedy dociera do Was – tak jak do mnie jakiś czas temu dotarło – że nie wystarczy ubrać zajebistą kieckę, żeby było fajnie. Bo żeby było naprawdę fajnie – musimy się dobrze czuć same ze sobą. Podobać się sobie. A jeśli się nie podobamy to przynajmniej robić wszystko by to zmienić. I kiedy zaczynamy to rozumieć – w końcu patrzymy na siebie innym wzrokiem. Przychylnym. Krytycznym ale z taką dobrą krytyką, nie dołującą, nie bezsensowną.
Samoakceptacja to tak naprawdę początek nowego życia.
Życia, w którym kochasz samą siebie i to się przelewa na każdą Twoją relację z innym człowiekiem. Zastanów się ……. jak inni mają Ciebie kochać skoro sama siebie nie lubisz? Jak Twój partner ma dbać o Ciebie – skoro Ty sama o siebie nie dbasz? Dlaczego oczekujesz od innych czegoś – czego sama sobie NIE CHCESZ dać?
Zastanów się nad tym ……. to bardzo racjonalne, co? Pomyśl sobie ” A może ja naprawdę jestem fajna?”. Popatrz na siebie, uśmiechnij się do siebie. Masz w sobie na pewno całe mnóstwo przepięknych rzeczy. A te, których nie lubisz – możesz przepracować. To będzie Twój prezent dla siebie samej. Dla Twojego ciała. Nie tylko po to by było ładne ……. ale przede wszystkim po to, żeby było zdrowe i sprawne.
Ja sama zrozumiałam to dopiero parę lat temu. I wiecie? To jest najpiękniejsze pare lat mojego życia. Mój mąż i znajomi mówią, że lśnię. Że nigdy nie wyglądałam tak dobrze …. mimo, że przecież parę lat temu byłam chociażby szczuplejsza ( i młodsza). Widzę to w oczach ludzi, widzę to na ulicy, widzę na wakacjach. Kiedyś na patrzących się na mnie mężczyzn reagowałam stwierdzeniem „pewnie źle wyglądam”. Dzisiaj wiem, że patrzą bo wyglądam świetnie. Wierzę w to. Naprawdę. Czuję się piękna – chociaż znam tysiące ładniejszych kobiet. Czuję się atrakcyjna. Wiem, ze robię wszystko by tak właśnie było.
Ostatnio na moim insta udostępniłam złotą myśl Dau Voire „You attract what you are ready for” (Przyciągasz to, na co jesteś gotowa). Nigdy nie wrzucam raczej takich rzeczy ale te słowa mnie wyjątkowo dotknęły. Są prawdziwe do bólu. Odzwierciedlają to wszystko o czym napisałam wyżej.
Zatem jeśli chcecie byś szczęśliwe moje drogie ( i moi drodzy także) …… zacznijcie to szczęście budować w sobie.
Wierzcie mi, że warto. Miłość do siebie to najważniejszy dar jaki możecie sobie ofiarować.
Boze Kasiu .Ja oszalalam na Twoim punktcie.Otwieraja mi sie moje oczy .Dziekuje ze jestes .
🙂 Oj jak mi miło – DZIĘKUJĘ!