Dzisiaj motywacyjnie – choć tak naprawdę chyba poranne zdjęcie na fejsie zrobiło swoje i jesteście mega zmotywowani 😉
Powiem Wam w tajemnicy, że ja także jestem – jednak ta pobudka o 5 nie była takim złym pomysłem. A naprawdę przestawiałam już budzik!!!! BA – nawet go przestawiłam. Tyle, że jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki to dopadło mnie natręctwo myśli „miałaś wstać, ale jesteś słaba, znowu odpuszczasz leniu…. „. Po 10 minutach wiedziałam, że już nie zasnę a jedynym sposobem, żeby uciszyć ten wkurzający głos, było zwlec tyłek z łóżka i zrobić zaplanowany trening.
No to zrobiłam 🙂 A jak skończyłam to już wiedziałam, ze to będzie bardzo dobry dzień!
Wiecie dlaczego? Wiecie?
Pokonywanie własnych słabości daje ogromną satysfakcję! W sumie to od zawsze się zastanawiam czy ta radość potreningowa to są endorfiny, czy właśnie takie poczucie, że się własnemu leniowi pokazało środkowy palec. Bo autentycznie człowiek czuje się wtedy lepszy, mocniejszy. Ma wrażenie, że nie ma rzeczy niemożliwych …. no przecież jednej właśnie dokonał! Wstał rano!!!!! O świcie!!!! A kiedy otworzył oczy to miał pewność, ze nie da rady!!!!
I ja wiem, ze wielu z Was w tej chwili się wydaje, że ja bredzę. Często mnie zresztą pytacie o silną wolę. A ja Wam zawsze odpowiadam, że każdy z nas ją ma! Każdy może ….. tylko nie każdy chce! Bo jak powiedziała kiedyś Ania Lewandowska – nie ma ludzi leniwych, są tylko niewystarczająco zmotywowani.
Frazes? Jak popatrzycie na mnie to szybko odpowiecie sobie, że nie.
33 lata bez uprawnia jakiegokolwiek sportu ….. no helloł – nagle mnie olśniło? Nagle wstąpiły we mnie jakieś pokłady silnej woli? Nie Kochani!
W wieku 33 lat poczułam, że chcę! I jak tylko to poczułam ….. okazało się, ze mogę. Że nie jest problemem wstać rano. Że jak mi się nie chce to jednak potrafię zmusić swoje ciało do wysiłku. Że jak odpuszczę to mi potem bardzo źle …. tak bardzo, że następnym razem nie odpuszczam.
Nie ma to Kochani nic wspólnego z silną wolą bo przecież nie ukrywałam swojej przez 3 dekady!!!!!
Kluczem do wszystkiego jest motywacja. Ale taka prawdziwa – płynąca z serca. Ze szczerej chęci zmiany. Kluczem jest także uświadomienie sobie, że do tej zmiany prowadzi tylko jedna droga, a ona nie zawsze jest lekka, łatwa i przyjemna.
Kluczem jest podjęcie decyzji: pójdę tą drogą …. bo chcę. Nie dla innych, nie dlatego, ze przeczytałem o tym w gazecie, nie po to by partner był ze mnie zadowolony. Pójdę bo ja tego potrzebuję. Bo będę czuć się lepiej. Bo da mi to szczęście.
Tylko tyle i aż tyle. Wydaje się przecież proste ale mi samej zrozumienie tego zajęło bardzo dużo czasu. Wiele lat pełnych kompleksów, drakońskich diet, łez i wstrętu do własnego ciała.
Z perspektywy – mogłabym powiedzieć, że straconych lat. Ale myślę, że nie wolno mi do tego tak podchodzić. Bo wszystko w życiu dzieje się po coś. Moje 33 wiosny były lekcją, z której w końcu wyciągnęłam odpowiednie wnioski. Są moją motywacją. Na tyle silną, żeby poćwiczyć o 5 nad ranem!