Trądziki, zmarszczki i inne dylematy!

Wiecie, że w pewnym wieku kobieta zaczyna mieć zmarszczki? Na pewno wiecie …… okazuje się, ze byłam jedną z niewielu babeczek, które się tym jakoś nigdy nie przejmowały. A może przejmowały ale do 34 roku życia miałam zupełnie inne problemy i zmarszczki były na szarym końcu listy priorytetów.

Na pierwszym przez ładnych kilka lat był zdecydowanie trądzik różowaty. I wiem, że ciężko Wam w to będzie uwierzyć patrząc na moje zdjęcia dzisiaj …. ale trądzik przez dłuuugi czas był moim koszmarem. 

Nabawiłam się go na Krecie kiedy to za mocno opaliłam twarz. Wróciłam do domu po urlopie i po tym jak już zeszła mi skóra z nosa to na mojej twarzy zaczęły się pojawiać pojedyncze krostki. Małe, większe, coraz więcej i coraz bardziej bolące. Skóra była notorycznie zaczerwieniona aż pewnego dnia po prostu `ze wstydu nie poszłam do pracy.

To była tragedia. Szczególnie dla osoby, która nigdy wcześniej nie miała trądziku. Czułam się nieatrakcyjna, maści i kremy nie pomagały, coraz częściej na buzi pojawiały się ogromne, zaognione gule. W końcu po ponad roku walki poszłam do dermatologa. Zaczął się okres notorycznego przyjmowania antybiotyków, po których chwilowo było lepiej i nastrój się poprawiał …… aby potem znowu mnie wysypało i to ze zdwojoną mocą.

Może uznacie, ze to chore …. ale coraz częściej pracowałam zdalnie, moja samoocena leżała a widok twarzy w lustrze powodował łzy. Zastanawiałam się co inni muszą myśleć kiedy widzą moją pryszczatą facjatę. Przecież to obrzydliwe … i co z tego, że jestem pachnąca i dobrze ubrana …. skoro żaden makijaż nie jest w stanie ukryć wstydliwego problemu?

Po 3 latach nierównej walki moja dermatolog zaproponowała mi terapię retinoidami. To paskudne i bardzo silne leki. Terapia jest koszmarnie droga i nieprzyjemna. Ale …. działa. Byłam tak zdołowana, że nie myślałam o niczym innym. Chciałam się tylko tego pozbyć. Tylko tyle! Wstać rano i nie mieć tych pryszczy!

Przez 4 miesiące brałam leki, co 30 dni robiłam badania wątrobowe i musiałam przyjmować tabletki antykoncepcyjne, bo retinoidy wpływają na płód, więc nie ma mowy o zajściu w ciążę. Leki tak wysuszają skórę, że usta miałam stale popękane a na rękach robiły mi się strupy, na które nie pomagała nawet ciepła parafina. To był naprawdę słaby czas. Z jednej strony pełen nadziei – z drugiej zwyczajnie – fizycznie, trudny do wytrzymania.  Miałam momenty zwątpienia ….. twarz się oczyszczała i była gładka a potem znowu następował wysyp i płakałam w łazience. Ale z miesiąca na miesiąc było coraz lepiej.

Po zakończeniu kuracji problem rzeczywiście zniknął. Twarz, którą widziałam w lustrze znowu była moja. Gładka, o brzoskwiniowym odcieniu, trochę wysuszona ale …… bez pryszczy!!!!

Długo nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. Ciągle czekałam na nawrót bo oczywiście naczytałam się różnych wypowiedzi na forach internetowych i wiedziałam, ze takowy może nastąpić. W wielu przypadkach potrzebna jest powtórka terapii ….. jednak u mnie (tfu, tfu) nie była konieczna. Cieszyłam się więc efektami, odzyskiwałam powoli pewność siebie  …. ale nigdy już nie odzyskałam  pewnej łatwości w wyborze kosmetyków!

Tak kochani …… wolałam nie używać niczego …. niż ryzykować zapchanie porów i trądzikowy come back.

Żyłam zatem tak sobie radośnie nie zwracając uwagi na coraz bardziej wysuszoną skórę aż pewnego pięknego dnia mój najdroższy mąż rzucił w przelocie: chyba musisz zacząć stosować jakiś krem pod oczy. 

Cholera! No żeby mi facet insynuował takie rzeczy!?!?!?!?!?!?!?!?!  Ale wiecie co? Zmyłam makijaż, przejrzałam się w łazienkowym lustrze i dotarło do mnie, że naprawdę muszę!

Jaka była pierwsza rzecz o jakiej pomyślałam? A jeśli dostanę trądziku? Ale kurde ….. to już tyle lat ….. może nie dostanę?

Kupiłam jeden krem, drugi, czwarty, dziesiąty ….. efekty były różne. Jedne mnie ewidentnie zapychały, inne uczulały, a jeszcze inne nie odpowiadały mi konsystencją czy zapachem. Drogie, tańsze, organiczne i znane. Przerobiłam tego troszkę bo jak już zdecydowałam się na krem pod oczy to idąc za ciosem – kupowałam też kremy na dzień i na noc.

Długo nie mogłam znaleźć! Aż w końcu kilka miesięcy temu koleżanka podpowiedziała mi bym spróbowała kosmetyków Organic Life. W sumie to wyszło przypadkiem po moim wpisie o testowaniu kosmetyków na zwierzętach. Wiecie, że mam korbę na tym punkcie i naprawdę uważnie sprawdzam co kupuję. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że o ile jestem w stanie wydać majątek na ubrania – to  w kwestii kosmetyków otwiera mi się raczej wąż w kieszeni 😉 A te kosmetyki mają normalne – ludzkie ceny. Czyli kupno całej serii składającej się z kremu na dzień, na noc, pod oczy i serum nie sprawia, że mam zrujnowany budżet!

 

No dobrze ….. ale czy mnie nie uczulą? 

Ojjjj bałam się jak diabli. W zasadzie krem na noc odstawiłam od razu bo wydawał mi się zbyt tłusty. No …. ale po miesiącu używania wszystkich pozostałych, kiedy odkryłam, ze skóra jest ok, trądziku nie ma (tfu, tfu) i kurde …… no chyba mi się nawet zmniejszyły te moje łapki pod oczami ….. otworzyłam także i nocnego koleżkę.

Dzisiaj nie wiem jak mogłam wcześniej bez kremów funkcjonować! POWAGA 🙂 Nie wyobrażam sobie nałożyć podkładu bez uprzedniej warstwy nawilżającego specyfiku tak jak nie wyobrażam sobie pójść spać bez wklepania kremu na noc.

Z miesiąca na miesiąc wygląd skóry nie tylko się nie pogarsza ale wręcz poprawia! Jest sprężysta, nawilżona, gładka i promienna. A ja zachęcona takimi efektami zaczęłam sięgać także po inne produkty Organica! Miłym zaskoczeniem okazał się szampon i płyn do higieny intymnej. A mega hitem, dzięki któremu odstawiłam maść sterydową (mam takie uczulenie na oku – niewiadomo na co) jest żółtko roślinne.

Powiecie teraz – o jak reklamuje….. i macie rację! REKLAMUJĘ 🙂 Ale nie dlatego, że mi ktoś za to płaci bo póki co – za kosmetyki ciągle płacę ja 🙂

REKLAMUJĘ, bo są tego warte a, żeby Was o tym przekonać  – poprosiłam firmę Organic Life o przygotowanie trzech wyjątkowych zestawów, które już jutro będziecie mogli wygrać w moim Mikołajkowym konkursie!

Dzięki temu sami sprawdzicie czy warto 🙂 I zdradzę Wam tutaj, że jeden z tych zestawów jest nawet typowo dla mężczyzn!

Ja uważam, że są to jedne z najlepszych kosmetyków, których używałam: wysokiej jakości, przystępne cenowo i całkowicie organiczne. Używając ich – nie zastanawiam się ile małpek musiało się namęczy by Kate mogła wklepać krem.

 

P.S. Jeśli chcielibyście spróbować kosmetyków Organic Life z 25% rabatem – napiszcie do mnie!

 

 

Dodaj komentarz