Życie na diecie

Od poniedziałku jesteśmy na diecie. Wiem …. minęły dopiero 4 dni ale już mogę powiedzieć – to jedna z fajniejszych diet, na jakich byliśmy!

Przede wszystkim nie można jej rozpatrywać tak naprawdę jako dietę. Oczywiście – zakłada pewne ograniczenia! Jeśli się komuś wydaje, że można schudnąć bez jakichkolwiek wyrzeczeń, to niestety muszę go rozczarować 🙂 Natomiast – jak się nad tym zastanowić – to nie wolno nam TYLKO jeść żywności przetworzonej czyli tej śmieciowej, doprawionej dużą ilością soli, cukru i różnych E-.

Jak sobie radzimy?

Najgorsze są jak zawsze początki takich przedsięwzięć. Musze się nauczyć jak łączyć posiłki, co jest węglowodanem, co tłuszczem i kiedy zjadać które. W dni, w które nie trenujemy nie ma problemu bo każdy posiłek składa się z białek, węgli i tłuszczu. Gorzej w dni treningowe – musze pamiętać, że przed i po ćwiczeniach –  tłuszcze należy wykluczyć z jedzenia, a następnie z jednego z dań wyeliminować węglowodany.. Trener przygotował nam oczywiście ściągę i póki co – bez niej ani rusz. Myślę, że z czasem intuicyjnie będę to już planować i przygotowywać. Na razie jednak nasze posiłki są nieco nudne. Ale …. jest coraz lepiej!

Czy nie jesteśmy głodni?

Nie! Jemy pięć posiłków dziennie. Ale nie jakiś mikro dań, po których zjedzeniu ciągle czujesz się głodny. Porcje są duże, warzyw możemy jeść pod korek. Między posiłkami możemy zjeść jakiś owoc, co jest dla mnie istotne bo ja kocham owoce. Chwilami mam wręcz wrażenie, ze strasznie dużo jem. Niektóre dania zjadam bo przychodzi pora, kiedy powinnam. Nie kładę się spać głodna.

Ogromny plus!

Najbardziej chyba podoba mi się fakt, że mogę jeść to co lubię. Nie mam rozpiski, która nakazuje mi we czwartek zjeść na śniadanie omleta. Jeśli wstaję rano i mam ochotę na śniadanie na słodko – robię sobie owsiankę, ale jeśli mam smaka na coś innego – mogę zjeść kanapkę albo tortillę czy jajecznicę. Dzięki temu chyba tak naprawdę nie czuję się jak na diecie. Wiadomo, że są chwile kiedy zjadłoby się coś niezdrowego – ale nasza rozpiska to uwzględnia! Raz na 2-3 tygodnie mamy prawo do jednego zupełnie dowolnego posiłku – powiecie, że to mało? To ja powtórzę ……… nie ma nic bez wyrzeczeń! Raz na 2-3 tygodnie możemy tez napić się alkoholu. Bylebyśmy następnego dnia dali radę wrócić do normalnego, zdrowego trybu żywieniowego i treningów.

A co z trenowaniem?

No cóż …… lekko nie jest 🙂 Powtarzam po raz setny – jestem leniwa! Nie chce mi się ćwiczyć. Naprawdę! Wiecie o czym ostatnio bardzo często myślę kiedy wstaję i mi się nie chce?  Że na pewno jest na świecie mnóstwo dziewczyn, którym się nie chce. Mnóstwo dziewczyn, które mają większą ode mnie nadwagę, które walczą z jakąś choroba hormonalną. Jest im dużo bardziej ciężko niż mi. Boli je, nie dają rady robić ćwiczeń …… ale robią. Bo chcą coś zmienić. Ja też chcę. I jest mi lżej, łatwiej, jestem wytrenowana! Skoro one cisną to ja mogę tym bardziej.

Treningi dostałam zaawansowane bo o takie poprosiłam. W końcu nie jestem początkująca – ja jobejkuję!  Mamy trenować trzy razy w tygodniu – w weekendy mamy wolne. Ponieważ ja nie chcę rezygnować z biegania – już postanowiłam, że moje nie będą. Sobota albo niedziela będzie biegana. Każdy nasz trening ma się składać z rozgrzewki, części siłowej i części kardio. Zaczynamy więc od 5 minut truchtania w miejscu i pajacyków. Później przechodzimy do ćwiczeń zaleconych przez trenera. M ma jeden zestaw, ja różne. W poniedziałki robię pośladki i uda, we środy klatkę piersiową i ramiona, w piątki nogi. Za każdym razem po treningu robię jeszcze set na brzuch, a następnie wsiadam na rower stacjonarny i jadę 30-45 minut. W sumie taki jeden zestaw zajmuje mi godzinkę – godzinkę i 15 minut max. Wczoraj rano przed trenowaniem pojechałam na Kępę pobiegać. Niestety nie bardzo mam jak uczynić bieganie moim treningiem kardio bo nie lubię biegać tutaj w okolicy, a jazda do parku to jednak zbyt długa przerwa.

Co ciekawe – mimo, iż do tej pory przecież dużo ćwiczyłam – już po poniedziałkowym treningu zobaczyłam różnicę. A w zasadzie to poczułam. Odkryłam w moich udach zupełnie nieznane mi dotąd mięśnie, chociaż sam trening nie wydawał mi się ciężki. Dzisiaj czuję też wczorajsze ćwiczenia klatki i ramion 🙂 Zakwasy dokuczają ale ja szczerze mówiąc lubię ten ból. Skoro boli to znaczy, ze działa! Zobaczymy za czas jakiś czy ta teoria się sprawdzi.

Jak myślicie – będą efekty?

 

 

Dodaj komentarz